Pisanie na temat twarzy Boga może się z początku wydawać nieco aroganckie. Czy znamy i rozumiemy samych siebie jako ludzi i ogólnie jako ludzkość? Poza tym, słowo „Bóg” tak często pojawia się na naszych wargach, że z biegiem czasu nieco się zdewaluowało.
Poszukując odpowiedzi na pytanie o koncepcję Boga, czy to o relację człowieka i Boga, natrafiamy na pierwszą biblijną historię stworzenia świata, która mówi o tym, że człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo Boga. Pomiędzy człowiekiem a Bogiem zdaje się istnieć znacząca więź. Gdy jednak spojrzymy na współczesnego człowieka z wszystkimi jego cechami, możemy zadać sobie pytanie, czy to na pewno o niego chodziło.
A jednak, zgodnie z tym, co sugerują święte pisma, coś z tego pierwotnego człowieczeństwa jest obecne również w nas, chociaż póki co w sposób niepozorny i w dużej mierze nieuświadomiony.
Gdy chcemy zobaczyć swoją twarz, potrzebujemy kogoś, kto nas opisze, lub lustra, w którym będziemy mogli się przejrzeć. Nasze ciało może być również czymś w rodzaju lustra: „zwraca ku nam” to, kim jesteśmy: nasze myśli, doznania, uczucia, ból i inne rzeczy. Taki punkt widzenia znajduje swoje potwierdzenie w tłumaczeniu słowa „człowiek”. W języku greckim „człowiek” to anthropos (od anti i thropos), co oznacza dosłownie „zwrócony przeciwnie”.
Mistyczno-teozoficzna tajemna doktryna judaizmu – Kabała- oferuje nam wiedzę przybliżającą nas do zrozumienia naszego związku z Bogiem i samym sobą.
Badacz Kabały, Gershom Scholem, pisze: „Boskość w działaniu jawi się jako dynamiczna jedność sefirot, składających się na „Drzewo Życia” oraz jako mistyczny człowiek, który jest niczym innym, jak ukrytą postacią samego bóstwa. Pozwolę tu sobie pokrótce zrekapitulować, co kabaliści rozumieją pod pojęciem sefirot. W oryginalnym rozumieniu, jest to dziesięć pierwotnych liczb, na których opiera się wszystko, co rzeczywiste (…)
Sefiroty to siły, w których ukonstytuowane jest aktywne bóstwo; w których – mówiąc językiem kabalistów – boskość zyskuje twarz. Ukryte oblicze Boga – ’anpin penima’in – jest chwilą życia w Bogu, który zwraca się ku nam i mimo całego swojego ukrycia, nabiera kształtu”.
Również tłumaczenie terminu „kabała” może nam udzielić wskazówek pomocnych w naszych rozważaniach. Sam wyraz „kabała” oznacza dosłownie „tradycję” lub „przekazaną wiedzę”. Jeżeli chcemy przyjąć coś, co zostało przekazane, potrzebujemy dysponować organem, który będzie w stanie wykonać to zadanie. I to jest właśnie ten punkt, w którym zazwyczaj utykamy. Poszukujący czuje bowiem, że takiego organu mu brakuje. Posiadanie go jest niezbędne, ale organ ten albo niedomaga, albo drzemie gdzieś ukryty głęboko w naszym wnętrzu. W tym kontekście możemy powiedzieć, że jesteśmy „ubodzy duchem”. Nie chodzi tu jednak o tak zachwalaną współcześnie inteligencję. To brakujące ogniwo jest czymś zupełnie innym; czymś jeszcze nie do końca poznanym.
Wracając do tematu lustra… Każdego ranka lustro pokazuje nam, co jeszcze musimy poprawić i dopracować, ażeby dobrze rozpocząć dzień. Szykujemy się więc, a potem spotykamy naszych bliźnich. Rozpoczyna się codzienna intensywna wymiana i konfrontacja, wymagająca od nas ciągłego harmonizowania energii i sił. Zbieramy doświadczenia i, jeśli sprawy mają się dobrze, wyciągamy z nich wnioski i rozwijamy się. Doświadczamy przeznaczenia, które działa w innych i w nas, i ślizgamy się dalej po powierzchni życia, doświadczając ciągłych zmian … do czasu aż całą tę strukturę pozornie nierozwiązywalnych współzależności i zapętleń, przeniknie dziwny „blask”, choćby tylko na chwilę. Czy pochodzi on od brakującego organu, drzemiącego w naszym wnętrzu? Zaczynamy sobie stawiać głębokie pytania, podobne do tych, które znajdują się na początku kabalistycznej Księgi Zohar. Przede wszystkim pytanie: kim jestem?
Księga Zohar powstała pod koniec XIII w. w Kastylii, w Hiszpanii. Hebrajskie słowo zohar oznacza „promienny blask”. Dzieło to może rzeczywiście promieniować blaskiem, światłem w kierunku czytelnika. Wydaje się bowiem odzwierciedlać znajomy blask duszy, która z czasem pokryła się bezkształtną, amorficzną masą. Warstwy tej masy można jednak postrzegać jako cenną patynę. Przecież dzięki nim dotarliśmy w życiu do punktu, w którym czujemy coś z tego brakującego organu. Czujemy, że została nam przekazana wiedza, która przypomina nam o „Tym Innym” w nas.
Przysłowie żydowskie mówi, że tajemnica zbawienia zwie się pamięcią; w sensie czegoś, co jest wewnątrz nas i co wciąż wypływa na powierzchnię, niczym trzymana pod wodą boja, której prawdziwa sfera działania znajduje się ponad linią wody; niczym światło przebijające się przez ciemność lub kwiat lotosu, zakorzeniony w bogatym w składniki odżywcze bagnie, pnący się w górę z niewidzialnych głębin, by w końcu przebić się przez powierzchnię i osiągnąć pełen rozkwit.
W swoim dialogu „Menon”, Platon nazywa każdą prawdziwą wiedzę anamnezą, czyli wspomnieniem, czystą wizją idei, w przeciwieństwie do pamięci jako racjonalnego aktu, który nazywa on memoria. Łacińskie tłumaczenie słowa „pamięć” – recordatio – zawiera w sobie inny łaciński wyraz „cor” (serce). Tutaj słowo to wskazuje już kierunek, z którego można się spodziewać rozwiązania.
Również język hebrajski wskazuje na ten kierunek. Serce (hebr. Lew – słowo składające się z liter: lameth i beth o wartościach liczbowych odpowiednio: 30 i 2 = 32) zna 32 ścieżki (22 hebrajskie litery i 10 sefirot). Są to ścieżki, które prowadzą z tego świata do innego, boskiego świata.
Serce pompuje krew całego naszego ciała. Krew to nefesz – dusza cielesna, „pierwsze światło”. Kiedy nefesz jest zagrożone, zagrożone jest również podążanie 32 ścieżkami do Kether, Korony, źródła.
Kether jest najwyższą sefirą, z której emanuje wszystko, co istnieje. Symbolizuje jedność, z której powstaje dualność dwóch kolejnych sefirot, i z której następnie powstają wszystkie dalsze sefiry.
Ostatnia sefira nosi nazwę Malchut, co tłumaczy się jako „królestwo”. Sefira ta reprezentuje nasz świat. Zadaniem człowieka jest ostateczne zwrócenie królestwa Bogu, Koronie. Mówiąc bardziej precyzyjnie, Korona składa się z trzech najwyższych sefirot Drzewa Życia, którym podporządkowanych jest pozostałych siedem. Tworzą one wspólnie Drzewo Życia. My, ludzie doświadczamy jedynie ostatniej sefiry Malchut, której inną nazwą jest Szechina.
Nasz świat to świat czynu, działania. Dobre działanie to takie, które ma na celu połączenie się z Jednią, z Koroną, z Kether. Tak więc ścieżka ta wiedzie przez 7 sefirot, 7 sal lub pałaców, przez 7 razy 7 niebios. Na ścieżce tej człowiek odkrywa siebie, doświadcza swej boskiej pełni. W końcu wchodzi do 50 sali, do ósmego dnia, do Raju. Tu jest jego dom, do którego doprowadziła go tęsknota.