PODCAST
Rozwój duchowy duszy ludu celtyckiego – część 7
W latach dwudziestych XX wieku Rudolf Steiner odwiedził w Anglii starożytne miejsca inicjacyjne druidów. Za pomocą swojego daru jasnowidzenia zaobserwował cechy druidów, którzy żyli w odległej przeszłości w Ilkley i Anglesey. Opisał je w książce „Mądrość wtajemniczonych i poznanie gwiazd“.
Poniżej zamieszczamy krótki opis jego obserwacji:
Mądrość druidów była zasadniczo podświadomym wspomnieniem wszystkiego, co miała Ziemia, zanim Słońce i Księżyc oddzieliły się od niej. Wtajemniczenie druidów było wtajemniczeniem słonecznym, łączący wiedzę słoneczną z mądrością księżycową.
Druidzi byli przywódcami swoich plemion zarówno w kwestiach religijnych, jak i zdrowotnych.
Byli niezwykle uniwersalni.
Zamknięci w dolmenach, postrzegali duchowe siły Słońca, dzięki czemu mogli przekazywać dalej wielkie wtajemniczenia hibernijskie starożytności (więcej o tym w części 10). W ciemnych pomieszczeniach dolmenu, którego górna część była zamknięta wielkim płaskim kamieniem, wyszkolony kapłan mógł dostrzec duchową esencję światła słonecznego. Druid, który stał przed ołtarzem, koncentrował się na wewnętrznych właściwościach Słońca i w ten sposób spływała do niego mądrość ukryta w siłach natury.
Pamiętajmy, że mowa tu o okresie, w którym nic nie zapisywano. Dopiero później kultura Odyna przyniosła pismo runiczne. Dla zdobycia wiedzy druidzi nie sięgali po książki, lecz czytali bezpośrednio z kosmosu. Obserwowali światło słoneczne w kromlechach, aby poznać tajemnice wszechświata. W ten sposób mogli mówić rolnikom, kiedy mają siać, a kiedy zbierać plony. Impulsy te były znacznie silniejsze niż doświadczenia zmysłowe współczesnego człowieka.
Stojąc w kromlechach, druid nie otrzymywał abstrakcyjnej wiedzy, lecz doświadczał tego, co pulsowało w jego krwi, co przepływało przez niego wewnętrznie. To wnikanie, ten wpływ na jego konstytucję fizyczną miał także swój wymiar duchowy i to wewnętrzne poruszenie stawało się jego wiedzą. W ten sposób druid zdobywał wtajemniczenie słoneczne, a wraz z nim zdolność zrozumienia sił księżycowych pozostałych po oddzieleniu się Księżyca. A ponieważ mógł poznać aktywność słoneczną od wewnątrz, stawało się dla niego jasne, w jaki sposób inne cechy kosmosu, na przykład aktywność Księżyca, przekładają się na aktywność słoneczną. Słońce sprawia, że roślina wschodzi i kiełkuje; Księżyc natomiast ją ogranicza i powstrzymuje pewne siły wzrostu. Dzieje się tak dlatego, że Księżyc odbija światło słoneczne. Działa ograniczająco na roślinę, ponieważ siły z korzeni posyła do góry, powodując wzrastanie rośliny, formowanie się łodygi, liści, kwiatów i owoców.
W świetle dziennym i w środku lata druid poznawał to, co odkrywało przed nim Słońce, w nocy natomiast doświadczał sił Księżyca krążących w korzeniach roślin.
Nie dawało mu to abstrakcyjnej wiedzy, lecz doświadczał on raczej pracy tkających sił natury w całej ich żywotności. Postrzegał te siły jako istoty elementalne żyjące w kamieniach, roślinach i drzewach. Kiedy bogowie trzymali te siły w obrębie korzeni, kwiatów i liści, rozwijała się normalna roślinność.
Jednakże owe żywiołaki mogły również urosnąć do gigantycznych rozmiarów; takie olbrzymie istoty elementalne zwane są w mitologii nordyckiej „jötunami”. Jötuny nie poprzestawały na roślinach: próbowały przekształcić się w gigantów, na przykład w lodowe olbrzymy, które ostatecznie rozprzestrzeniły się na całej Ziemi w postaci niszczycielskiego lodowatego mrozu. Siły korzeni, które wyłoniły się z życia w roślinie, ostatecznie stały się destrukcyjnym mrozem.
Siły, które mieszkały w liściach, potrafiły przeradzać się w gigantyczne burze mgielne, które z kolei przekształcały się w niszczycielski ogień. W ten sposób delikatna siła powodująca kwitnienie roślin zamieniła się w trawiący wszystko ogień. Można powiedzieć, że te wybujałe, zdegenerowane siły były wytworem przeciwnika bogów.
W procesach meteorologicznych szalały gigantyczne siły żywiołów wody i powietrza, które przybierały postać wrzącego szronu i rosy. Dzięki swojej słonecznej inicjacji, druid odczytywał z tych procesów, jakie siły i nauki może pozyskać z kosmosu i Księżyca. Wszystko to miało wyraźny związek ze sferą religijną i społeczną. Najlepiej widać to w podejściu druidów do nauk medycznych. Obserwowali, co dzieje się z roślinami w konfrontacji z lodowymi, burzowymi i ognistymi gigantami i próbowali w pewien sposób odtworzyć te procesy. Gotowali, zamrażali lub palili rośliny, naśladując to, co działo się w naturze. Wykorzystując swoje księżycowe moce, mogli utrzymać w pewnych granicach niszczycielskie siły jötunów, gigantów burzy, mrozu i ognia. Na tej podstawie opracowywali następnie swoje leki i uzdrawiające zioła, których sekret tkwił w pojednaniu gigantów i bogów. Każde lekarstwo tamtych czasów miało moc godzenia bogów i gigantów: za pomocą tych środków poskramiano siły gigantów, aby móc podporządkować się energii słonecznej.
Wszystko to może nam się wydawać bardzo dziwne, ale musimy pamiętać, że w czasie, gdy rozgrywały się te wydarzenia, intelekt jeszcze nie istniał. Jakieś trzy do trzech i pół tysiąca lat temu cywilizacja ta zajmowała rozległe obszary północnej i środkowej Europy. Wtedy nic nie zapisywano, istniało jedynie pismo kosmiczne, które potrafili odczytywać kapłani.
Później w cywilizacji tej rozprzestrzeniło się misterium znad Morza Czarnego, które w mitologii norweskiej zwane jest Odynem.
Kultura Odyna jest kulturą merkuriańską, która do panujących ówcześnie jakości Słońca i Księżyca dodała impuls intelektualny. Dlatego mówi się, że Wotan/Wodan lub Odyn jest ofiarodawcą pisma runicznego; podarował ludziom sztukę rozszyfrowywania, której początkowo używali w nieco prymitywny sposób. W tamtym czasie wszystkie sfery życia otrzymały tzw. impuls Odyna, który był prekursorem późniejszej cywilizacji intelektualnej.
Kapłani misteriów Słońca i Księżyca nie byli zwolennikami tego rozwoju; uważali go za chorobę. Osoba dotknięta impulsem Odyna zamykała się w sobie i zaczynała rozmyślać. Druidzi uważali, że nie należy się zamykać. Ich zdaniem powinno się żyć w pełnej otwartości na naturę! Ludzi tworzących runy postrzegali jako chorych i potrzebujących uzdrowienia.
Kultura Wotana/Odyna nie była więc rozumiana.
Baldur był synem Odyna i uosobieniem intelektu, stanowiąc tym samym całkowicie nowy impuls. Druidzi chcieli wyleczyć Baldura, lecz nie mieli lekarstwa na jego „chorobę”. Wierzyli, że tego rodzaju inteligencja może prowadzić tylko do jednego – do śmierci. Widzimy w Baldurze boga, który nie mógł zmartwychwstać. Był poprzednikiem późniejszego Chrystusa, który powstał z martwych. Chrystus bowiem zstąpił na Ziemię bezpośrednio ze sfery słonecznej, a Baldur, istota merkuriańska, był jedynie odbiciem Chrystusa, uosobionego światła słonecznego.
Druid poszukiwał zatem swoich idei religijnych i społecznych w ciemnych kromlechach, które przekazywały mu swoją wiedzę. Przekształcał niszczycielskich gigantów świata zewnętrznego w lekarstwo. Siły, które na dużą skale są trujące, zastosowane w odpowiednich proporcjach, stają się lekarstwem.
W ten sposób druidzi poprzez wtajemniczenie słoneczne praktykowali pierwotną mądrość pozostawioną przez istoty księżycowe, gdy były jeszcze na Ziemi. Kiedy mówimy o ludzkości sprzed tysięcy lat, musimy mieć na uwadze fakt, że wówczas panowała zupełnie inna świadomość.
Do XIV wieku ludzie mieli zupełnie inną konstytucję. Stan czuwania nie przebiegał wtedy według takich schematów, jakie znamy dzisiaj: w logicznej spójności następujących po sobie wydarzeń. Naszą obecną świadomość, która narodziła się w okresie greckim, można podzielić na: jawę, śnienie i sen.
Zjawiska meteorologiczne, które obecnie nazywamy naturalnymi, miały dla starożytnych zupełnie inne znaczenie. Prawa natury były postrzegane jako siły elementalne obdarzone świadomością. Na obrzeżach drzew i roślin można było zobaczyć rozłożystych gigantów – istoty duchowe, które rządziły wiatrem i pogodą, gradem i burzą. Cała przyroda była jedną wielką żyjącą całością. W mitach nordyckich możemy znaleźć powieści o jötunach, gigantach mrozu, deszczu i wiatru.
Człowiek także był w pewnym sensie zamknięty w sobie, lecz nie w taki sposób, jak obecnie. Ludzie widzieli na zewnątrz siebie obrazy, lecz w inny sposób, niż dzisiaj widzimy na przykład góry. Człowiek odczuwał bliski związek z gigantami mrozu, wiatru i deszczu, które postrzegał jako duchy korzeni i kwiatów. Czuł się z nimi połączony i dlatego nie oddzielał się od nich w swoim wnętrzu.
Jednakże ta dawna świadomość odznaczała się czymś znacznie więcej. Ludzie widzieli w tych obrazach nie tylko swoje obecne istnienie, ale także swoje życie przedziemskie. Tak jak my postrzegamy światy w perspektywie przestrzennej, tak oni widzieli swoje istnienie w perspektywie czasowej; nie jak we wspomnieniu, lecz tak jakby wszystko, co postrzegają, istniało w ich teraźniejszości. Widzieli, że przed swoimi narodzinami żyli w świecie duchowym, a następnie zstąpili na Ziemię i zamieszkali w ciele fizycznym. Później w ich życiu wewnętrznym coraz częściej pojawiało się naturalne doświadczanie świata zewnętrznego. W tamtym czasie wciąż jeszcze mieli świadomość, że narodzili się z ducha, lecz postrzegali także materialne objawienia natury, takie jak kwiaty, góry, doliny i rzeki. Czuli, że ich ludzka postać narodziła się z ducha, lecz zstąpiła do świata, który nie ma z duchowością nic wspólnego. Doświadczali tego jako wykluczenia z owego duchowego świata. Czuli jakby upadli i zostali umieszczeni w naturze, z której nie pochodzi ich prawdziwa istota.
W ten sposób narodziło się w ludziach poczucie winy i popadnięcia w grzech. Tymczasem była to jedynie zmiana świadomości, czego oni nie rozumieli. W starożytnych kulturach indyjskich to właśnie mądrzy nauczyciele duchowi, wtajemniczeni kapłani przynosili ludziom pocieszenie, przemawiali do ich serc i byli jak balsam dla dusz.
Wiedzieli, że wielki Duch Słońca przygotowuje się do inkarnacji na Ziemi. Tysiące lat temu ludzkie ciało nie było jeszcze tak twarde i gęste jak to, które mamy obecnie, a które skrystalizowało się wskutek działania sił intelektualnych. Dzięki cierpliwości i praktyce, dusze mogły otworzyć się jak kielich i przyjąć w siebie wlewające się siły boskiego świata. Nadejście Chrystusa mogli wyczytać ze zmian w świecie eterycznym, po tym, jak wylał On w ten świat swojego Ducha Życia. Chrystusa nazywali „Righ nan Dul”, co oznacza Króla Żywiołów.
Źródła:
[1] Rudolf Steiner, Initiationswissenschaft und Sternenerkenntnis, [Mądrość wtajemniczonych i poznanie gwiazd] GA 228 (1923).
[2] Rudolf Steiner: Die Tempellegende und die goldene Legende [Legenda Świątyni i Złota Legenda], GA 93 (1904).