Ludzie używają języka do wyrażania swoich myśli i emocji oraz do prowadzenia rozmów. Używamy go do wymiany uczuć i doświadczeń, do sprawdzania zrozumienia otaczającego nas świata, do regularnego przedefiniowywania tego świata i do ciągłego przypisywania sobie i innym różnego rodzaju cech. W ten sposób nieustannie tworzymy nowe rzeczywistości dla siebie i świata w najszerszym znaczeniu. Każdy robi to wielokrotnie i każdy na swój sposób.
To nie tylko sprawia, że różnorodność i zmienność ludzi jest prawie nieskończona. Zatłoczona scena, na której tylko stosunkowo niewielka mniejszość „aktorów” może pozostać. Prawie każdy koncentruje się na materii, a tym samym na czasie i przestrzeni, lub wiąże z nią swoje życie. Wszystko wydaje się pochodzić od materii, od czasu i przestrzeni. Te trzy czynniki wyznaczają granice naszego fizycznego obszaru, i tak całe życie wydaje się być tym ograniczone i rozgrywa się na scenie, która jest rzeczywistym obiektywnym światem.
Wydaje się, że ludzie znaleźli się na „wygnaniu”, w zamkniętym, ogrodzonym obozie dla uchodźców, pierwotnym obozie dla całej ludzkości. I ta ludzkość czuje się porzucona i desperacko szuka sensu tego wszystkiego, ponieważ czuje, że żadna „ojczyzna” nie chce przyjąć jej w takiej formie.
Jeśli się nad tym głęboko zastanowimy, to zobaczymy, że ta rozpacz w dużej mierze wynika, z jednej strony, z oczekiwania, że „bogowie” w końcu zlitują się nad ludem; a z drugiej strony ze strachu zrodzonego z ciężkiego doświadczenia, że to miłosierdzie nigdy się nie wydarzy. Ludzie są szczególnie skłonni oczekiwać zbawienia od czegoś lub kogoś z zewnątrz. A jeśli to zbawienie im się nie przydarza, ich oskarżający palec prawie zawsze wskazuje „na zewnątrz”. Może to trwać przez wiele wcieleń.
Kto więc mógłby mieć trwały pokój w tym wirującym chaosie? W tym sensie powyższy tytuł jest absurdalny lub przynajmniej cyniczny. A może nie?
Chrystus powiedział:
Mój lud ginie z braku wiedzy.
To jest największe zło na tym świecie: narzekający, naturalni ludzie z krwi i kości nie mogą zostać zabrani do „Ojczyzny” pierwotnego człowieka. Tragicznym nieporozumieniem jest wierzyć w to lub oczekiwać tego, i jest to wylęgarnia rozpaczy, wykolejenia i degeneracji.
Co sprawia, że wszelkiego rodzaju religie są w stanie trzymać ludzkość zrodzoną z natury jako zakładnika, grożąc jej piekłem i potępieniem? Powszechnie wiadomo, że ta praktyka władzy nad ludźmi zrodzonymi z natury przyniosła jej wielkie bogactwo i wpływy.
Czy to głupota ziemskiej ludzkości uczyniła ją wrażliwą na przesądy i religię? Jak w cynicznej maksymie:
Jeśli utrzymasz ich w głupocie, ja sprawię, że pozostaną biedakami,
jak rzekomo cesarz miał kiedyś powiedzieć do papieża.
Nie, to nie jest głupota, ale na pewno istnieją ukryte, w dużej mierze nieświadome, aspiracje, które są karmione głębokimi ludzkimi pragnieniami pokoju i bezpieczeństwa.
Wiedza o tym, że stworzenie „człowiek” jest Boskim dzieckiem, była zawsze obecna w ludziach zrodzonych z natury, odkąd człowiek istniał na ziemi. Ale równie wiadomo, że wiedza ta popadła w zapomnienie, a ponadto była systematycznie ukrywana przed ich „trzodą” przez „wiedzących” kapłańskich „pasterzy” kierujących się ziemskimi interesami.
Boski syn, Boska córka znaleźli się w ten sposób w tej chaotycznej materialnej czasoprzestrzeni w szczególnie dramatyczny sposób. Nawiasem mówiąc, ważne jest, aby zdać sobie sprawę, że tylko nasza perspektywa związana z ziemią zwodzi nas, byśmy nazywali to „dramatem”.
W Corpus Hermeticum[1], w księdze „Pymander”, wersety 32 do 38, Pymander opisuje proces upadku boskiego dziecka w ziemskie sfery w następujący sposób:
Duch, Ojciec wszystkich istot, który jest życiem i światłem, stworzył człowieka podobnego sobie i zapłonął doń miłością jak do własnego dziecka. Ponieważ człowiek jako odbicie swego Ojca był bardzo piękny; zaiste, Bóg umiłował prawdziwie swą własną postać i przekazał jej wszystkie swoje dzieła.
Kiedy jednak człowiek spostrzegł stworzenie, które Demiurg stworzył w ogniu, także i on zapragnął wydać dzieło i Ojciec zezwolił mu na to. Kiedy więc wkroczył w demiurgowe pole stwórcze, gdzie miał swobodę działania, spostrzegł dzieła swego brata, a Rządcy zapłonęli miłością ku niemu i każdy z nich zezwolił mu na uczestnictwo w jego własnej randze w hierarchii sfer.
Kiedy następnie poznał już ich istotę i uczestniczył w ich rodzaju, zapragnął przedrzeć się przez granice tych kręgów i poznać moc Tego, który panuje nad ogniem.
Wówczas człowiek, który posiadał moc nad światem istot śmiertelnych i bezrozumnych zwierząt, wychylił się przez wiążącą siłę tych sfer, których osłonę przebił, i ukazał się naturze w dole w pięknej postaci Boga.
Gdy natura ujrzała tego, który miał w sobie nieprzebrane piękno oraz wszystkie energie siedmiu Rządców złączone w postaci Boga, uśmiechnęła się doń z miłością; zauważyła bowiem postać tej przepięknej formy człowieka odzwierciedlającą się w wodzie, a jej cień na ziemi.
Co się tyczy jego samego: Gdy, dzięki odbiciu w wodzie, ujrzał w naturze tę formę będącą tak bardzo podobną do niego, zakochał się w niej i zapragnął tam zamieszkać. To, czego zapragnął, uczynił natychmiast i w ten sposób zamieszkał w tej bezrozumnej formie. A kiedy natura przyjęła swego oblubieńca do siebie, ogarnęła go całkowicie i stali się jednością; ponieważ ogromny był żar ich pożądania.
Dlatego ze wszystkich stworzeń w naturze jedynie człowiek jest podwójny, a mianowicie śmiertelny według ciała i nieśmiertelny według prawdziwego człowieka.
To mógłby być scenariusz ciekawego filmu science fiction, w którym pojawiają się mężczyźni i kobiety posiadający potężne moce. Z tej perspektywy takie filmy są być może mniej zaskakujące, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka, ponieważ nieświadomie czerpią z tego samego prawspomnienia.
Człowiek stworzony przez Boga był „dzieckiem Bożym” i dlatego został obdarzony boskimi mocami.
Jedną z tych zdolności była „boska wola”. Jak powiedziano:
To, czego zapragnął, uczynił natychmiast,
ponieważ, wbrew temu, co sugeruje mit o raju, Bóg nie nałożył na niego żadnych ograniczeń. Jego moc twórcza była nieograniczona, a zatem Jego dziecko nie było marionetką Stwórcy. Chociaż Bóg go przed tym ostrzegł, to człowiek mógł swobodnie zdecydować, czy „zje owoce” z „drzewa poznania dobra i zła”.
… i w ten sposób zamieszkał w tej bezrozumnej formie. A kiedy natura przyjęła swego oblubieńca do siebie, ogarnęła go całkowicie i stali się jednością; ponieważ ogromny był żar ich pożądania.
Ten „upadek” pozbawił pierwotnego człowieka, mężczyznę-kobietę, jego boskich mocy. W tym upadku człowiek rozdzielił się, oddzielając męskość od żeńskości, pozostawiając nieskończoną liczbę zdemontowanych, oddzielnych męskich lub żeńskich otoczek (mikrokosmosów), w których centrum znajdowało się małe, niejasne, ale nieśmiertelne odbicie tego, co kiedyś było.
Podczas bardzo długiego procesu ewolucyjnego, zgodnie z naszym naturalnym rozumieniem, w ziemskiej naturze pojawiła się istota, która została uznana za nadającą się do połączenia z takim „męskim” lub „żeńskim” mikrokosmosem: nasza forma zrodzona z natury, ziemski człowiek, którym my jesteśmy. Celem tego połączenia było i jest, aby istota ludzka przypomniała sobie swoje pochodzenie poprzez ciężką szkołę doświadczenia życia zrodzonego z natury i odnalazła drogę powrotną do pierwotnej Ojczyzny.
Gdy tylko urodzona w naturze osobowość zda sobie sprawę z tego „zadania”, człowiek może wyruszyć w drogę powrotną. Przede wszystkim to zdolność do stania się świadomym sprawiła, że ludzie zrodzeni z natury byli zdatni do tej mikrokosmicznej więzi.
Całkowity proces powrotu zostanie zakończony dopiero wtedy, gdy w ten sposób wszystkie mikrokosmosy – całkowicie przemienione – powrócą do jedności stanu boskiego dziecka. Wtedy ta podwójna natura spełni swój cel.
Skąd ten „dramatyczny” proces?
Być może klucz do rozwiązania tej zagadki można znaleźć w zdaniu z powyższego cytatu:
Ponieważ człowiek jako odbicie swego Ojca był bardzo piękny; zaiste, Bóg umiłował prawdziwie swą własną postać i przekazał jej wszystkie swoje dzieła.
Bóg jest tam, gdzie wszystko było, jest i będzie. Jest wszechobecny w wiecznym teraz, daleko przewyższający wszelką przestrzeń i czas we wszystkich wymiarach. Nie ma dla Niego żadnych przeszkód: dosłownie wszystko się w Nim zawiera. I to jest właśnie pierwotna cecha Boskiej Miłości, całkowicie bezosobowej i wszechogarniającej, a tym samym oferującej jednocześnie możliwość powrotu Jego dziecka, człowieka, do jedności Ojczyzny.
Jest więc pewne, że kiedyś wszystkie mikrokosmosy powrócą do boskiej jedności. Czyniąc to, wnoszą ogromny skarb empirycznej energii do świadomości jedności. A świadomość jedności
wszystko przyjmie, wszystko porzuci, a tym samym wszystko odnowi.
W ten sposób Bóg poznał siebie poprzez „drzewo poznania dobra i zła”.
I Bóg zobaczył, że to było dobre i „uśmiechnął się”.
[1] Corpus Hermeticum w: Jan van Rijckenborgh, Pragnoza Egipska tom 1, Instytut Wydawniczy Rozekruis Pers, Wieluń 2016.