Lęk, troska, strach…

Intencją niniejszego artykułu jest zainspirowanie czytelnika do własnych przemyśleń na temat źródeł swoich trosk, lęków i strachu, i być może w ten sposób pogłębienie samopoznania, w chwilach gdy świadomie obserwujemy u siebie doświadczanie tych uczuć

Lęk, troska, strach…

A zatem skąd pochodzą lęk, troska, strach…? Postawmy tezę, że – na pozór paradoksalnie – zarówno z przeszłości, jak i z … przyszłości.

Z przeszłości, gdyż każdy z nas niesie swój bagaż „negatywnych” doświadczeń, które swego czasu wywołały u niego lub u niej uczucia bólu i cierpienia. Albo też dowiedzieliśmy się o takich sytuacjach od innych i sami nie chcemy ich doświadczać.

I wtedy właśnie włączają się uczucia lęku, troski, i strachu, gdyż nie chcemy doświadczać bólu i cierpienia ponownie, w … przyszłości. Staramy się zatem postępować tak, aby takich sytuacji uniknąć. Często wykorzystujemy w tym celu sprawdzone stereotypy i schematy, które „sprawdziły się” w przeszłości lub w postępowaniu innych ludzi.

Tu pojawia się jednak istotna niewiadoma, a mianowicie wraz z upływem czasu zmieniamy się zarówno my sami, jak też i nasze otoczenie. Recepty na życie, które niegdyś całkiem dobrze się sprawdzały, wcale nie muszą sprawdzać się w przyszłości. Rzeka życia płynie nieustannie, świat się zmienia…

Patrząc z nieco innej perspektywy lęk, troska, i strach są powiązane z naszymi oczekiwaniami wobec przyszłości. Chcielibyśmy ułożyć sobie życie zgodnie z naszymi oczekiwaniami, spełnić się w nim, osiągnąć stałą harmonię i szczęście. Dotyczy to zarówno nas samych, ale też dokonujemy projekcji naszych oczekiwań na bliskich oraz otoczenie, w którym funkcjonujemy. Często za wszelką cenę chcemy utrzymać naszą „strefę komfortu”, w której czujemy się przyjemnie, niezagrożeni.

Życie polega jednak na tym, że zmusza nas do działania w interakcji z naszym otoczeniem. Najprostszym, ale może też i najbardziej znamiennym przykładem jest tu proces oddychania – aby żyć, musimy wdychać powietrze z naszego otoczenia.

Otóż nasza interakcja z otoczeniem dość często nie spełnia naszych oczekiwań. Ekspedientka w sklepie nie zawsze jest uprzejma, mimo że my staramy się być dla niej mili i cierpliwie czekamy w kolejce. Kierowca autobusu zamknął nam drzwi przed nosem i odjechał, gdy my byliśmy już tuż, tuż. W pracy szef stawia kolejne wymagania i zadania, i nie pozwala odetchnąć. A po powrocie do domu okazuje się, że sąsiad zza ściany na cały głos ustawił telewizor i właśnie ogląda mecz Ligi Mistrzów.

Takie przykłady można mnożyć bez końca. W małej dawce wywołują one w nas frustrację i złość. Gdy zaczynają się powtarzać i nawarstwiać –lęk, troskę, strach, że wraz z nastaniem nowego dnia znów będziemy konfrontowani z naszym otoczeniem. I gdzie tu miejsce na naszą strefę komfortu?

Wspólnym elementem tych wszystkich sytuacji są NASZE oczekiwania wobec otoczenia. Nasi bliscy, nasi znajomi, nasi współpracownicy, w ogólności każdy, z kim mamy do czynienia, powinien postępować tak, abyśmy to MY byli zadowoleni, tak, aby spełnione były NASZE oczekiwania i wymagania. Jeśli nie – stają się oni naszymi mniejszymi lub większymi wrogami, przeszkadzającymi nam w osiągnięciu NASZEJ strefy komfortu. Jeśli czujemy, że wroga możemy pokonać i siłą zaprowadzić pokój, NASZ pokój, tak też i na ogół czynimy. Jeśli natomiast wróg jest zdecydowanie silniejszy (np. szef w pracy) wycofujemy się i zaczynamy doświadczać… lęku, troski i strachu… przed silniejszym wrogiem, przed czymś przez nas niekontrolowanym.

Czyż taka postawa życiowa nie jest egocentryzmem, egoizmem? Jak najbardziej jest, i to w swej powszechnej postaci. Winni są inni, nie MY. Inni, ponieważ nie spełniają NASZYCH oczekiwań.

Czy mamy szansę choć trochę rozsupłać ten gordyjski węzeł? Powodem naszego stresu i niezadowolenia jest to, że nie widzimy rzeczy (i siebie) takich, jakimi są tu i teraz. Co wiemy o osobach z naszego otoczenia, z którymi właśnie się stykamy? Często praktycznie nic. A być może przeżywają one tu i teraz jakąś swoją traumę…

Gdybyśmy spróbowali spoglądać na wszystko i wszystkich bez NASZYCH oczekiwań, bez porównywania, przyjmować z życzliwością każdego takim jakim jest tu i teraz, to być może udałoby się nam znacznie częściej i na coraz dłużej doświadczać ciszy i spokoju. Stanów bez lęku, bez troski, bez strachu… A przez to nasza strefa komfortu uległaby znacznemu poszerzeniu i … pogłębieniu.

I może wtedy odkrylibyśmy, że to co jest tu i teraz, to dokładnie to, co tu i teraz być powinno.

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 29 stycznia, 2019
Autor: Jacek Piechota (Poland)
Zdjęcie: M.P.

Ilustracja: