W wyłaniającej się epoce post-New Age mindfulness przyjęto jako termin, który wyraża niezadowolenie w reakcji na to, co oferuje nam nowoczesny świat jako ,,wartości” – reakcja ta polega na skupieniu się na własnej wewnętrznej istocie. Technika ta stała się popularnym sposobem ,,przekraczania” monotonnej rzeczywistości. W Wikipedii znajdujemy następujący opis:
„Mindfulness lub uważność – proces psychologiczny koncentrowania uwagi na wewnętrznych i zewnętrznych bodźcach występujących w danej chwili, który może zostać rozwijany poprzez medytację lub inne ćwiczenia. […] Praktyka mindfulness ma wiele współczesnych zastosowań w psychologii, takich jak redukcja objawów depresji, redukcja stresu, lęku, oraz w terapii uzależnień. Badania naukowe wykazały także, że medytacja mindfulness redukuje ból fizyczny, w wyniku kilku unikatowych mechanizmów. Technika medytacji mindfulness zyskała światową popularność jako metoda zarządzania emocjami”.
Wiele osób, które przyciąga idea mindfulness zaczyna od tego samego – doświadczają nowoczesnego stylu życia jako wypełnionego napięciami oraz stresem i chcą od tego uciec. Inni używają tej praktyki jako potencjalnego remedium np. na chroniczny ból lub pracują z głęboko zakorzenionym strachem i fobiami oraz innymi formami braku psychicznej równowagi. Natomiast inni postrzegają mindfulness jako praktykę duchową, która ich ,,oczyszcza” i wznosi na wyższy stan świadomości. W naszym poszukiwaniu tych ,,rozwiązań i rezultatów” zwróciliśmy się ku przeszłości, aby pomogła nam znaleźć odpowiedzi dla teraźniejszości i w ten sposób przyjęliśmy buddyjską tradycję mindfulness, która proponuje taki sposób użycia umysłu, by przywrócić ład i równowagę w nas samych.
W tym artykule jednak chcielibyśmy skupić się na tych, którzy szukają prawdziwego duchowego rezultatu, a zatem zakładamy, że ten, kto jest przyciągany do tej praktyki, ma również pragnienie, aby wynik był trwały. Innymi słowy, aby na stałe zastąpić dysharmonię harmonią, chaos porządkiem, napięcie spokojem i doświadczyć wyższych aspektów wolności, miłości i pokoju.
Technika uważności, cel „pozostawania w teraźniejszości”, zaczyna się od założenia, że umysł jest naszym czynnikiem kontrolującym i jako taki może inteligentnie „kierować” naszym przeznaczeniem. W końcu techniki „medytacji i innych treningów” sugerują, że umysł może „kontrolować statek i prowadzić go do bezpiecznego portu”. Musi tylko nauczyć się być kapitanem.
Mindfulness mówi również o „ciszy”, co oznacza, że jeśli umysł potrafi kontrolować myśli, to można osiągnąć poziom „spokoju”, a ta wewnętrzna „cisza” automatycznie zastąpi wszelką dysharmonię. Tak więc praktykując uważność, dążymy do trwałej wewnętrznej zmiany, która przenosi nas z postrzeganej negatywnej skrajności do jej przeciwieństwa.
Jeśli mamy w pełni zrozumieć cechy uważności, musimy również poszukać odpowiedzi na pytanie: jeśli poprzez tę praktykę uda nam się dojść do „spokoju”, to co to oznacza dla lekcji, które mamy wyciągnąć z doświadczania chaosu? Czy decyzja o „ucieczce” z naszego chaotycznego stanu wewnętrznego oznacza, że znamy również kierunek, w którym należy podążać i że w rzeczywistości nauczyliśmy się wszystkiego, czego można się nauczyć z naszych obecnych doświadczeń życiowych? Czy uważność jest zatem „kartą zwolnienia z więzienia”?
Lao Tse, chiński filozof sprzed około pięciu tysięcy lat, powiedział o ludzkości: „Największą bolączką człowieka jest to, że nie wie, że nie wie!”. Stwierdzenie to dość przejmująco wskazuje na ignorancję człowieka. Kiedy więc podchodzimy do idei bycia „uważnym” jako praktyki duchowej, jak powinniśmy rozumieć jej powiązanie z „ignorancją”?
Jeśli przeanalizujemy uniwersalne nauki na przestrzeni dziejów, odkryjemy, że zgadzają się one co do kilku fundamentalnych prawd: człowiek był kiedyś boski, ale w pewnym momencie upadł ze stanu Chwały i w konsekwencji jest teraz związany z materią, z cyklem życia i śmierci, z nietrwałością, przemijaniem i śmiertelnością. Stąd, w porównaniu z jego pierwotnym boskim stanem, człowiek jest obecnie uważany za żyjącego w złudzeniu i ignorancji.
Jeśli zaakceptujemy te podstawowe założenia, to tę samą logikę możemy zastosować na każdym poziomie wyrażania się człowieka, włącznie z poziomem umysłowym. Jeśli umysł naprawdę jest mają, iluzją, jak zakłada wiele systemów filozoficznych, to czy możemy stworzyć cokolwiek realnego i trwałego (prawdziwą wewnętrzną ciszę) za pomocą czegoś, co uważane jest za iluzję? Jeśli ignorancja jest tak bardzo nieodłączna od naszej istoty, jeśli umysł jest naprawdę „nierzeczywisty”, to logika podpowiada nam, że używanie umysłu jako przewodnika w doświadczaniu mindfulness może przynieść rezultat współmierny do tego, co leży u jego podstaw – iluzję!
Nie ulega wątpliwości, że praktyka uważności może zmienić wzorzec myślenia, a ta nowa „ekspresja” myślenia może być spokojna, cicha i harmonijna, przynosząc nam nawet fizyczne korzyści. Myśli są kontrolowane, a zatem pozbawione elementów dysharmonii i braku równowagi. Więc co w tym złego? Z pewnością jest to lepsze niż chaotyczne wędrówki myśli poprzez negatywizm, krytykę i złość, nie mówiąc już o radzeniu sobie z intensywnymi emocjami, które w rezultacie mogą dojść do głosu.
Jeśli jednak nie możemy być pozytywni lub nie możemy mieć kontroli przez cały czas, to z pewnością bycie „spokojnym” jest pożądaną alternatywą i zdecydowanie „bezpieczniejszym” sposobem poruszania się w życiu? Oczywiście, ale czy jest to trwałe, czy jest to proces, który jest naturalnym wyrazem prawdziwej wewnętrznej duchowej przemiany?
Co się zatem właściwie dzieje, kiedy praktykujemy mindfulness? Możemy zidentyfikować dwie podstawowe cechy, dwie właściwości, które mogą być aktywowane podczas procesu medytacyjnego – imaginacja i wola. Jeśli powyższy stan niewiedzy jest prawdziwy i brak nam wewnętrznej intuicyjnej wiedzy o tym, czym jest stan wszechobecności, innymi słowy czym jest prawdziwy spokój i cisza, to aby praktykować mindfulness musimy oprzeć się na naszej wyobraźni, by przywołać te obrazy i wykorzystać naszą wolę, aby pozwolić im się przejawić.
Kiedy zatem mindfulness wymaga od nas opróżnienia naszych umysłów z chaotycznych myśli i bycie świadomym jedynie teraźniejszości, musimy zapytać , czy nasza wyobraźnia wie, co oznacza prawdziwa ,,pustka”. Czy może ona oznaczać brak myśli? Czy umysł i myśli to dwie odrębne aktywności? Jeśli nie mam myśli, to aby to osiągnąć uruchamia się moja wyobraźnia i umysł postrzega zwykle pustą, czarną „przestrzeń”. Ale czy ta pusta przestrzeń jest naprawdę pusta? Nadal bowiem istnieje cząstka mnie, która obserwuje tę „przestrzeń”, obserwuje brak niekontrolowanych myśli. Czy więc ta obserwacja jest sama w sobie myślą, innym poziomem świadomości – czy mam świadomość tego, co dzieje się w moim umyśle i czy świadomość potrafi działać przy braku myśli?
W tym miejscu zaczynamy kręcić się w kółko, ponieważ z każdą odpowiedzią stajemy przed kolejnym pytaniem. Czy zatem umysł jest rzeczywiście „mają”, nierzeczywistością, złudzeniem? Bez względu na to, jak bardzo uważamy tę aktywność w nas za skuteczną, wciąż jesteśmy konfrontowani z pytaniem, w jaki sposób umysł, który jest uważany za niezdolny do uchwycenia prawdziwej Rzeczywistości, może być wykorzystywany do ponaglania nas w kierunku stanu istnienia, którego nie rozumiemy.
Naturalne dla człowieka jest przekonanie, że aby zdobyć to, co „duchowe”, musimy po prostu usunąć to, co nie jest duchowe. Jeśli usunę napięcie, powinienem uzyskać spokój. Jeśli usunę dysharmonię, uzyskam równowagę. Jeśli usunę chaotyczne myślenie, uzyskam porządek, spokój i ciszę. Proste! Ale jeśli naprawdę jestem „ignorantem”, skąd mam wiedzieć, jak wyglądają te absolutne wartości, czy nie jestem po prostu schwytany w złudzenie tego, że „wiem”?
Nikt nie wpadnie na pomysł praktykowania uważności, jeśli po pierwsze nie osiągnie dojrzałości wynikającej z doświadczenia życiowego, które da mu niezmącony wgląd w prawdziwą rzeczywistość życia; intuicyjną reakcję na nietrwałość, przemijanie i cierpienie tego świata; i po drugie, musi posiadać głęboką wewnętrzną tęsknotę za tym, by przekroczyć obecny niedoskonały stan; poruszenie serca, które można wyjaśnić jedynie jako pragnienie skierowania swojej ścieżki życia ku wartościom absolutnym, ku prawdziwemu duchowemu rozwiązaniu.
Jeśli dana osoba osiągnęła ten poziom doświadczenia życiowego, w którym posiada głęboką świadomość swojej fundamentalnej niedoskonałości, ale nie pragnie posiadać i przyoblec się w prawdziwe wartości duchowe, wówczas użycie umysłu do osiągnięcia „spokoju” będzie wysiłkiem podjętym bez intuicyjnej wiedzy o celu, a zatem otwartym na spekulacje i obarczonym błędem. I odwrotnie, jeśli serce nie może znaleźć odpoczynku w tym życiu i jest wypełnione tęsknotą za wzniesieniem się do wyższego stanu duchowego, ale doświadczenie życiowe nie osiągnęło jeszcze takiego poziomu dojrzałości, aby dać człowiekowi prawdziwy wgląd, to znowu próby umysłu, by znaleźć „spokój”, nie będą miały intuicyjnego przewodnictwa, aby osiągnąć pożądany cel. Umysł zgubi drogę.
Nie możemy zapominać ani lekceważyć roli, jaką w tym całym scenariuszu odgrywa karma. Kiedy postawiliśmy pytanie o rolę, jaką doświadczenie chaosu odgrywa w życiu jednostki, myśleliśmy o wzajemnym oddziaływaniu ignorancji i karmy. O tym, jak wyraża się nasze życie, stanowi prawo karmy. O ile nam wiadomo, celem uważności nie jest ucieczka lub przekroczenie karmy, ale mimo to karma jest aktywowana przez nasze uczynki, a używanie umysłu i woli do wywołania „spokoju” jest działaniem, a zatem wywoła reakcję karmiczną. Czy zatem praktykowanie uważności może przenieść nas z niewiedzy do mądrości, czy też karma staje się szlabanem na drodze?
Tak, możemy kontrolować i skupiać nasze myśli. Tak, możemy przekształcać nasze myśli z jednej formy w inną; na przykład ze złych w dobre, z negatywnych w pozytywne, z chaosu w spokój. Tak, nasze umysły mogą skupić się na tworzeniu spokoju, ale jeśli ten spokój nie przenika esencji całej naszej istoty, jeśli nie promieniuje z każdego atomu naszej istoty, to czy jest to tylko kultura naszych myśli, która daje nam iluzję spokoju poprzez brak niekontrolowanego myślenia?
Zapewne dla wielu osób uważność stała się łodzią ratunkową, która obiecała uratować ich przed utonięciem w burzliwym morzu dysharmonii i pomieszania, i nikt nie może lekceważyć takich wysiłków i reakcji. Są one zrozumiałe i uzasadnione. Jeśli zdajemy sobie sprawę, że jesteśmy chorzy, powinniśmy szukać lekarstwa. Ale jak w przypadku każdej choroby, czy zatrzymujemy się, gdy tylko nasze wysiłki usuną objawy, czy też nadal szukamy przyczyn, a tym samym trwałego wyzdrowienia?
Może nam to pomóc, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jednym z przejawów ignorancji i iluzji w człowieku jest jego gotowość do zaakceptowania „rozwiązania” problemu bez pełnego jego zrozumienia; gdy „objawy” problemu znikają, jest on zwykle zadowolony.
Osoba, której serce nie może już znaleźć żadnej formy ukojenia na tym świecie; osoba, której serce płonie tęsknotą, by nie tylko znaleźć pokój, ale być „jednością z tym pokojem”, odkryje, że samo usunięcie „objawów” nie ukoi jej tęsknoty; nie zaspokoi ani nie odżywi pragnienia wydostania się z wewnętrznego świata cierpienia i smutku. Fundamentalna choroba ignorancji nadal będzie zadawać ból takiemu sercu; wahadło przeciwieństw będzie nadal kołysać się między biegunami dobra i zła, bez względu na to, jaki stan osiągnie umysł, a śmierć pozostanie zapłatą za życie, bez względu na to, jak spokojne stanie się nasze myślenie.
Spokój, bezruch, cisza są pożądanymi i w istocie niezbędnymi cechami, które pozytywnie wspierają naszą podróż przez życie. Są to cechy przypisywane wyższemu życiu duchowemu, a zatem postrzegane jako niezbędne. Pozostaje jednak pytanie – czy praktykowanie uważności kierowanej przez umysł, leczy, czy tylko łagodzi objawy?
Człowiek jest istotą dwoistą. Jest śmiertelny i zrodzony z tej natury, a zatem zasadniczo stanowi jedność z prawami życia i śmierci. Jednak nosi w sobie również pierwiastki boskości, choć mogą one być uśpione i zasadniczo nieaktywne. Ale to właśnie ta boskość porusza serce, pragnie się wyrazić. To właśnie ta boskość sprawia, że nasz świat i jego ograniczenia odbijają się w zwierciadle tej tęsknoty, a tym samym daje nam wgląd w naszą własną „maję”. To właśnie ta boskość sprawia, że szukamy zjednoczenia z wartościami absolutnymi; jest to impuls napędzający umysł do zrozumienia, pojmowania i działania – a więc do pełni umysłu!
Tymczasem te same Uniwersalne Nauki, które mówią nam o iluzji naszych umysłów, mówią nam również, że zjednoczenie duszy i ducha, a zatem koniec cierpienia, może nastąpić jedynie poprzez praktykę „nie-bycia”, poprzez „utratę życia”, poprzez „opróżnienie” siebie. Mówią też o „nie moja, lecz Twoja wola…”! Czy doszliśmy teraz do paradoksu? Z pewnością nie-bycie oznacza również brak chaotycznego myślenia, a jak mam to osiągnąć, jeśli nie ćwiczę swojej woli wobec moich myśli, aby skierować je w stronę ciszy? Czy zatem uważność jest tylko kolejnym złudzeniem?
Nie! Ale żeby zbliżyć się do zrozumienia istoty uważności jako praktyki duchowej, musimy najpierw zrozumieć, że prawdziwa uważność nie jest po prostu praktyką pozwalającą osiągnąć cel poprzez decyzję umysłu lub akt woli, ale podąża ścieżką wzrostu obejmującą całą istotę, która zaczyna się od doświadczeń życiowych. Mówi się, że nasza świadomość jest zawsze odzwierciedleniem naszego wewnętrznego stanu życia, a zatem to zmienne koleje naszego zewnętrznego życia nieustannie szlifują soczewkę samoświadomości, wyostrzając jej ostrość i dając nam zwiększoną zdolność do obserwowania siebie. W ten sposób rodzi się uważność.
Dzięki temu umysł uczy się obiektywnej obserwacji – obserwacji bez osądzania, bez krytyki, bez reakcji – w całkowitym „nie-byciu”. Jeśli uda nam się wejść w ten stan bezstronnej obserwacji, wówczas obiektywność umysłu stopniowo demistyfikuje mgłę ignorancji, przenikając w ten sposób do prawdy o własnej rzeczywistości, która przemawia poprzez coraz głębszy wgląd. Wraz z rozwojem tego wglądu rozwija się również nasza samoświadomość, nie odzwierciedlając już impulsów emocji, które wcześniej przysłaniały ją niespełnionymi pragnieniami. Uważność zaczyna zostawiać za sobą dzieciństwo.
Jednocześnie świadomość staje się coraz bardziej świadoma głosu boskiego pierwiastka wewnątrz, którego echa poruszają serce tęsknotą za zjednoczeniem z wartościami absolutnymi. Umysł, w poszukiwaniu pełni, jest przyciągany przez tę tęsknotę i kształtuje swoje myśli tak, aby udoskonalić i dostroić je do intuicji, które zaczynają go prowadzić. W ten sposób tęsknota serca i wgląd umysłu łączą się w zrównoważoną, harmonijną jedność. Uważność wkracza w okres dorastania, wykazując głębszą dojrzałość.
Gdy umysł wzrasta w świadomości własnej ignorancji i ograniczeń, umacnia swoje podstawy w głębi pokory i dzięki temu wyzbywa się chaosu i dysharmonii. Rozwija się prawdziwa wewnętrzna cisza i uczymy się, że spokój umysłu nie polega na kontroli lub braku myśli, ale na myślach pozbawionych „ja”. W tej nowej świadomości umysł staje się świadomy oczyszczającego światła poświęcenia; potrzeby służenia raczej niż otrzymywania, wyrzeczenia raczej niż osiągania.
Uważna osoba wkracza zatem w swoje życie w przekonaniu o samopoświęceniu; nie szuka kontroli, nie pragnie być kimś innym niż jest, ale pozwala trajektorii chwili płynąć bez oporu – zaczyna porzucać impulsy „ja”. Do równowagi głowy i serca dochodzi harmonia działania; ręce zaczynają odzwierciedlać ten sam kierunek, co umysł i serce. Nowe elementy myślenia i stale rosnąca tęsknota za tym, co duchowe, przeżywane są w naszym codziennym działaniu. Uważność opuszcza okres dojrzewania, a zaczyna rozkwitać dorosłość kompletności.
Uważna osoba zanurza się w tym, co bezosobowe, i kiedy dąży do tego, co pierwotne, zbiera, ale nie posiada, doświadcza, ale nie angażuje się. Pragnie czystości absolutu i nie pije już ze źródła niedoskonałości; stoi w świecie, ale nie jest już ze świata.
Mindfulness nie polega na ucieczce od niedoskonałości tego życia, ale jest raczej zasilana impulsem do połączenia się z wyższą rzeczywistością. Stała się drzwiami wykutymi z granitu złudzenia, wyrzeźbionymi przez uderzenia młota życiowych smutków i prowadzonymi przez dłuto wglądu. Mindfulness stała się w pełni dojrzała.
Cała istota została wówczas przemieniona poprzez wgląd, tęsknotę i wytrwałość, i w rezultacie promieniuje prawdziwą pełnią umysłu. Prawdziwa uważność nie poszukuje więc harmonii, spokoju i równowagi, ale staje się wolną ekspresją tych wartości, które odzwierciedlają światło nowego stanu duszy. Taka osoba nie praktykuje „uważności”, ale jest „uważnością.