Wszystko Święte

Opowieść o świętości

Wszystko Święte

Odkąd pamiętam, mama co miesiąc wysyłała mnie do Świętego Miejsca. Miejsca, do którego można wejść tylko wtedy, gdy jest się całkowicie umytym. Kąpałem się w rzece, myłem włosy mydłem i opłukiwałem się pod wodospadem.

Potem siadałem na chwilę na oczyszczonej skale, aby oczyścić swoje wnętrze. Po chwili czułem, że coś we mnie wzbierało i pociągało mnie w górę. Ale ja nadal siedziałem na tej skale. Kiedy byłem już całkowicie zanurzony w tym stanie, jakkolwiek długo to trwała, szedłem bliżej do dużego, jajowatego, zielono-niebieskiego kamienia, który zdawał się drżeć i unosić. Ale on również stał na ziemi.

To było podwójne doświadczenie, za każdym razem. Tak jakby kamień i ja byliśmy może nie nieskazitelni na zewnątrz, ale całkowicie czyści wewnątrz. Było to również tak, jakbyśmy rozmawiali ze sobą wewnętrznie, nie potrzebowałem do tego uszu. Wiedziałem, że dzieje się wtedy bardzo dużo i że kamień posiada nieskończoną mądrość. Nigdy nie było tam wtedy innych ludzi, a jednak wydawało się, jakby było nas wielu. Skąd pochodziła ta ogromna moc, którą wyczuwałem? A może było to wewnętrzne „ja” kamienia?

Miałem wiele pytań, ale nie otrzymywałem na nie odpowiedzi. A jednak było we mnie coś, co prosiło i otrzymywało, co było jakby karmione.

Byłem jedyną osobą w domu, której pozwalano chodzić do Świętego Miejsca. Pytałem rodziców, dlaczego inni nie mogą tam iść, ale oni tylko patrzyli na mnie i nie odpowiadali. Miesiąc po miesiącu, rok po roku, odwiedzałem Kamień, i kiedy zamieszkałem sam, kontynuowałem tę tradycję. Nigdy nie słyszałem, żeby ktoś inny mówił o Kamieniu, albo o innych Świętych Miejscach, o których wiedziałem, że też tam są. Moja matka mówiła, że gdzieś na północy jest Święte Jezioro, a na południowy zachód od Kamienia Święte Drzewo.

Kiedy skończyłem 28 lat, byłem podekscytowany, co nigdy nie zdarzało mi się w dniu moich urodzin. Wcześniej nie obchodziło mnie, którego dnia się urodziłem; byłem, i to powinno wystarczyć. Ale teraz…

Jak koronowany król, chodziłem bardziej wyprostowany niż zwykle, tak po prostu, naturalnie. Czułem się bardzo wysoki, choć jak na mężczyznę nie byłem duży. Nowością było też uczucie niesamowitej determinacji, poczucie, że nikt nigdy nie będzie w stanie mnie zatrzymać, jeśli będę chciał pójść do Świętego Miejsca. To była wola, która żyła we mnie, ale nie moja zwykła wola. Ta wola zaprowadziła mnie dalej.

Kiedy dotarłem do rzeki, zdjąłem ubranie i natychmiast wskoczyłem do niej. Woda była zimna, a prąd silny. Ale nowa Wola nie dała się ponieść. Było tak, jakby woda była we mnie i na zewnątrz, zimna, oczyszczająca woda. Jak zwykle chciałem opłukać włosy pod wodospadem, ale nie mogłem. Nie mogłem tam wejść. Stałem nie rozumiejąc. Nagle polała się na mnie woda, ale nie była to woda z wodospadu. Po prostu spadła z nieba. Było to tak wyjątkowe, że nawet nie zauważyłem, że ktoś stanął za mną. Przy Świętym Kamieniu, gdzie nigdy wcześniej nie widziałem człowieka ani zwierzęcia. Właściwie chciałem się zdziwić, ale nie zrobiłem tego. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona ją wzięła. Byłem w takim stanie, że nie myślałem o niczym. Wszystko było wyjątkowe, wszystko było święte.

Poszliśmy razem do Kamienia i Kamień sprawił, że staliśmy się jednością.

Oczywiście nie chciałem odejść, ale Wola wyprowadziła mnie poza Święte Miejsce. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to było poza Świętym Miejscem, ale czy to ono się rozrosło? Gdziekolwiek szedłem, wszystko było święte. Przechodziłem obok starego młyna, który był zniszczony i pusty, ale który teraz stał lśniący pomimo całego swojego rozkładu. Kogokolwiek lub cokolwiek napotkałem, wszystko było święte. Święte ptaki latały i rosła święta trawa. Święte dzieci witały mnie radośnie, a w domu widziałem nawet Święte Krzesło stojące obok Świętego Stołu. Szukałem czegoś zwyczajnego, ale nie znalazłem. Wyszedłem na zewnątrz i rozejrzałem się raz jeszcze. Nie, to się nie zmieniło, wszystko było święte i pozostało święte. Byłem całkowicie przepełniony czcią, powietrze było pełne czci. Pszczoła podleciała i usiadła mi na dłoni. Byliśmy ze sobą powiązani i pozostaliśmy razem przez jakiś czas. Potem pojawił się Jake, chłopiec z sąsiedztwa. Cała jego postać była w świetle. Przywitał się ze mną tak jak byłem przyzwyczajony, ale patrzył na mnie długo. Zobaczyłem go nowymi oczami, tego chłopaka z sąsiedztwa. Starałem się zachowywać jak zwykle, żeby nie pokazać, że widzę jego świętość, ale nie mogłem. Jak można zachowywać się „jak zwykle” wobec świętego, nawet jeśli jest on złodziejem kurczaków, który ponadto nigdy nie przyznał się do kradzieży? Widziałem jego Jak i Dlaczego.

Wyglądał na zaskoczonego, bo nic nie powiedziałem, a po chwili odwrócił się i poszedł do domu. W jego chodzie był taki podskok, którego wcześniej nie zauważyłem.

Nagle zastanowiłem się, czy czasem sam nie stałem się świętym. Nie, pomyślałem, to niemożliwe, jestem taki, jaki byłem, wtedy to też byłoby święte. Uśmiechnąłem się. Czy kiedykolwiek bym się dowiedział? W zasadzie po co?

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 10 lutego, 2023
Autor: Amun (Netherlands)
Zdjęcie: Catherine Crawford on Unsplash CCO

Ilustracja: