Wiele bitew trzeba było stoczyć

Praktyczna, niedogmatyczna pobożność sprawiła, że twórczość poety Dircka Camphuysena stała się popularna wśród szerokich warstw ludności Niderlandów.

Wiele bitew trzeba było stoczyć

Wiele bitew trzeba stoczyć,

tyle żalu i smutku przeżyć,

dobre obyczaje muszą być,

i wąską drogą trzeba iść,

jak długo tu na dole jesteśmy,

by w pokoju w przyszłości żyć.

Z: Dirck Camphuysen Stichtelijke Rymen (1624)

Te słynne wersety z XVII-wiecznej literatury holenderskiej pochodzą ze zbioru Stichtelijke Rymen Dircka Rafaëlszoona Camphuysena (1586-1627). W naszych czasach trudno sobie wyobrazić, by ten wiersz i zbiór, w którym został on opublikowany, musiały zostać anonimowo wprowadzone na rynek, ponieważ autor był postrzegany jako przedstawiciel idei „coornhertystów”Wyznawca Dircka Volckertszoona Coornherta (1522 – 1590)..

Stanowiły one ważną część myśli remonstrantów, która po synodzie w Dordrecht (1619) musiała zostać ostro usunięta ze zbiorowej pamięci. Dzięki ponad pięćdziesięciu przedrukom broszura szybko stała się najpoczytniejszym zbiorem poezji w literaturze holenderskiej!

Nawet z tych sześciu linijek można wywnioskować coś z idei remonstranckich Camphuysena. Wbrew kontrremonstranckiej idei, że ludzie nie mogą być dobrzy sami z siebie i są przeznaczeni do całkowitej zależności od Bożej łaski, remonstranci argumentowali, że wierzący mogą swobodnie brać na siebie odpowiedzialność. Decydujące znaczenie miała dla nich ludzka wola. Dlatego ważne jest, że poeta podkreśla w tym miejscu to, co człowiek może i powinien zrobić dla siebie: prowadzić wewnętrzną walkę, przestrzegać chrześcijańskiej moralności, prowadzić świadome życie i modlić się.

Wiersz ten musiał przemówić do braci Leene i ich towarzysza Cor Damme’a w okresie budowy szkoły duchowej, ponieważ w 1933 roku opublikowali go w czasopiśmie „Het Rozekruis” (Różokrzyż). A później trafił do standardowej literatury szkoły: De vuurgloed van de ontstijging (Ognisty blask wniebowstąpienia)Peter Huijs, De vuurgloed van de ontstijging (Ognisty blask wniebowstapienia), Rozekruis Pers, Haarlem 2012..

Czasem pobrzmiewa on śmiałymi stwierdzeniami, które zwłaszcza Z.W. Leene wygłaszał w tamtych czasach, a którymi to walczył ze złudzeniami i mistyfikacjami, tak żywymi wśród jego słuchaczy. Zawsze ognisty Z.W. Leene potrafił w krótkim czasie silnie przyciągnąć ludzi, ale także gwałtownie ich odepchnąć:

Myślcie samodzielnie! To jest podróż bohatera. To oznacza odrzucenie przez rodzinę i przyjaciół, czyli przechodzenie przez wyziębiony i duchowo zubożony świat, samotnie i w zapomnieniu. Temu, kto odważy się to zrobić, tocząc tę heroiczną walkę, i kto odważy się zaryzykować z samym Bogiem, och, chciałbym to powiedzieć: nie będziesz miał łatwego życia. Bóg nie prosi o łatwego człowieka. Ale Bóg kocha odważnych, tych najlepszych, szturmowców, a zwłaszcza prawych. Tych, którzy ośmielają się myśleć uczciwie i nie powtarzają z obawy przed karą tego, czego najgłębszej istoty nie mogą zrozumieć.

Leene drastycznie pozbawia swoją publiczność iluzji bycia czymkolwiek.

Nikt nie znaczy nic, co nie jest czymś – i kto nie stał się czymś. Możemy stać się kimś tylko wtedy, gdy mamy pełną wiedzę. Kiedy jesteśmy gotowi poznać wieczne, niezmienne prawa Boga? Kiedy zaczynamy rozumieć, że poważnie podchodzimy do naszego życia — naśladując przykład Chrystusa i podążając Jego śladami — nie tylko w niedziele, ale przez cały tydzień. I… jeśli chcecie dążyć w górę, będziecie musieli pracować i uczyć się.

Godne uwagi jest to, że wielki filozof Baruch Spinoza musiał rozpoznać cechy Camphuysena, który – podobnie jak Spinoza – przebywał jakiś czas w kręgach kolegiantówKolegianci: W XVII wieku kolegianci utworzyli ruch liberalny, który opowiadał się za powszechnym chrześcijaństwem. Prawdziwa wiara nie wykluczała żadnego wierzącego z jakiegokolwiek kierunku by przybył. Kolegianci byli niechętni dogmatom i teologii. U nich nacisk kładziono na doświadczenie, na bezpośredni kontakt z Bogiem. Nie chcieli być wspólnotą kościelną. Ich członkowie wywodzili się z oświeconych chrześcijańskich kręgów menonitów i remonstrantów. Na ich comiesięcznych spotkaniach edukacyjnych, tzw. „wykładach”, każdy mógł się swobodnie wypowiadać. Pierwsze spotkania kolegiantów odbyły się w Warmond, ale wkrótce (1621) ich centrum stanowił Rijnsburg. Najsłynniejszym kolegiantem w Rijnsburgu był Spinoza. Wiadomo też, że malarz Rembrandt sympatyzował z nimi. Znana pisarka Aagje Deken wychowała się w sierocińcu kolegialnym. Kultura duchowych pieśni kolegiantów była na wysokim poziomie, częściowo dzięki często używanym śpiewnikom Dircka Camphuysena. Kolegianci opowiadali się za tolerancją, odrzucali wszelką wyłączność Kościołów, dążyli do przywrócenia chrześcijaństwa w najczystszej postaci, ponieważ uważali reformację za porażkę. Wszystkie rodzaje teologii i filozofii (takie jak spinozyzm i kartezjanizm) dopuszczane były do dyskusji. W ten sposób kolegianci stworzyli scenę dla niedogmatycznej inteligencji. Dlatego czasami postrzega się ich jako prekursorów oświecenia. w Rijnsburgu. Jeśli odwiedzicie piękny stary dom Spinozy w RijnsburguZob. obraz Antoniego L. Kostera (1859-1937), który przedstawia dom Spinozy w Rijnsburgu, będący ilustracją do tego artykułu., w którym Spinoza mieszkał przez kilka lat, będziecie mogli przeczytać następujący werset Camphuysena nad jego wejściem, który jest także ostatnim wersetem jego poematu „Maysche Morghen-stondt” (Majowe poranne godziny), z którego pochodzi także nasz wiersz tytułowy:

Ach! Gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy

i tego właśnie chcieli!

Natura była rajem,

a teraz jest w większości piekłem.

Motto życiowe Spinozy

dobrze czyń i raduj się z tego

(bene agere et laetari)

pochodzi również ze znanego poematu Camphuysena, który z kolei zawdzięcza to Dirckowi Volckertszoonowi Coornhertowi. Coornhert pisze w swoim traktacie o etyce świeckiej Zedekunst dat is wellevenskunste (Sztuka moralności czyli sztuka życia) (1586):

Dla wszystkich, którzy pozwalają, by zło w nich wymarło, stawanie się dobrym nie jest złudzeniem, ale prawdą, której doświadczają. To daje prawdziwą i trwałą radość, to nic innego jak czynienie dobra i radowanie się z tego jest najlepsze dla wszystkich ludzi. Kto może to czynić, a nie tylko o tym gawędzić, posiada zaiste sztukę życia.

O ile wiersze Camphuysena przemawiały już do sporej liczby czytelników, o tyle pełne wydarzeń życie poety, traktowanego w historii literatury bardzo oszczędnie, może jeszcze bardziej przemawia do wyobraźni. Camphuysen był synem chirurga szlacheckiego pochodzenia, szanowanego i powszechnie lubianego w rodzinnym mieście Gorinchem. Jego matka była kobietą „o szczególnej [to znaczy wyjątkowej] pobożności”, czytamy w jego biografii.

Jest tam także wspomniane, że przypominała swojego ojca, niejakiego Hansa van Maseycka, „kupca, którego ścięto za wyznanie wiary”. To męczeństwo dziadka niewątpliwie wpłynęło na wrażliwego wnuka. Dirck został sierotą w młodym wieku, wyszkolił się na malarza, ale ostatecznie został nauczycielem domowym i sekretarzem u pana van Boetzelaera w zamku Loevesteijn, krótko przed tym, jak Hugo de Groot zdołał stamtąd uciec, ukryty w swojej słynnej biblioteczce.

Udało mu się też przemycić ukochaną Annę Alendorp jako guwernantkę. Para została wkrótce odesłana; Camphuysen przeprowadził się do Utrechtu, gdzie miał zostać nauczycielem i jednocześnie studiować teologię. W Utrechcie uświadomił sobie próżność rzeczy tego świata i to, że tylko jeden wybór może być właściwy: pójście

wąską ścieżką z powrotem do niebiańskiej ojczyzny.

Był pastorem w Vleuten przez kilka lat. Kiedy wygłaszał kazania, kościół niezmiennie wypełniał się po brzegi, nawet wierzącymi z Utrechtu. Został jednak pozbawiony urzędu przez synod w Dordrecht. Musiał uciekać z kraju, przez długi czas wiódł życie tułacze, w końcu znalazł azyl w niemieckim Norden (Wschodnia Fryzja), trzydzieści kilometrów na północ od Emden, gdzie Coornhert znalazł schronienie kilka lat wcześniej. W Norden rozwinął głęboką niechęć do widzialnego kościoła. Widzialne jest światowe, nieodkupione, nieduchowe. Kościół jako instytucja zna tylko literę, a nie ducha. Ta wizja spowodowała, że podjął decyzję, by nigdy więcej nie głosić kazań.

Pozostało mu tylko przemawiać do ludzkich serc swoją poezją, aby nasycić ich jedyną rzeczą, która ma znaczenie, rzeczywistością Boga. W swoich wierszach wykazuje praktyczną, niedogmatyczną pobożność, co sprawia, że jego twórczość jest tak popularna wśród szerokich warstw ludności Niderlandów. Nie litera, ale duch; nie jałowa wiedza intelektualna, ale wiedza, która pochodzi z prawdziwego doświadczenia.

Dysydentowi Camphuysenowi pozwolono wrócić z wygnania przez wyspę Ameland do Republiki. Ostatecznie osiadł w Dokkum, gdzie tolerowano go pod warunkiem, że zajmował się tylko sprzedażą lnu. 19 lipca 1627, wyczerpany i chory, złożył tam na zawsze swoją znużoną głowę.
 

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 8 grudnia, 2021
Autor: Dick van Niekerk (Netherlands)

Ilustracja: