Poza tym wszystkim, co słyszymy i widzimy wokół nas, wydaje się, że jesteśmy połączeni z bazą danych, która rejestruje wszystko, co kiedykolwiek zostało powiedziane, odczute, napisane lub pomyślane. Jeśli nasz wewnętrzny odbiorca, przez przypadek lub z własnej woli, znajdzie się w pobliżu wrażliwej częstotliwości, przez nasz mózg przemknie jakieś poznanie, idea. Nazywamy to inspiracją. „Dawanie” wydaje się bezwarunkowe, ale przyjmowanie wymaga otwarcia, oczekiwania, tęsknoty. Jeśli tego brak, co zwykle na początku ma miejsce, w naszych umysłach pojawia się tylko dezorientacja, zaniepokojenie, jakaś zmarszczka.
Dźwięk trąby rozbrzmiewa w sferach przez całą wieczność, ale w świecie nadal panuje ten sam porządek dnia; tylko nieliczni podnoszą głowy, słuchają wstrzymując oddech – i dla nich już nic nie jest takie samo. Odkrywają oni, że w rzeczywistości istniejemy w środku wszechmocy, ale nie potrafimy tego wyrazić, ponieważ nie mamy słów i obrazów, aby nadać temu doświadczeniu rozpoznawalny format. I nie mamy też instrumentu do odróżnienia iluzji od rzeczywistości. W ten sposób delikatne impulsy wewnętrznego poznania tworzą pewien dyskomfort: dusza chce z nich żyć, ego chce je posiąść.
Niemniej jednak wiedza, świadoma lub nieświadoma, jest warunkiem przetrwania. Z grubsza rzecz biorąc jest to tryptyk, po pierwsze – genetyki czyli przeniesienia ducha czasu, ludzi, rasy, przodków; po drugie – intuicji, wewnętrznego dostrzeżenia tego, co „jest w powietrzu”; i wreszcie tego wszystkiego, co nazywamy „edukacją”.
Zdobywanie wiedzy i umiejętności nazywamy „uczeniem się”. Nauka odnosi się do szkoły, edukacji, studiowania, zdobywania wiedzy niezbędnej do funkcjonowania w ziemskiej egzystencji, dzięki zdolnościom i chęciom lub z konieczności. Dla większości osób najwyższym osiągnięciem przerobienia tych lekcji jest jakaś forma dyplomu – z gratulacjami lub bez gratulacji członków wydziału. Jednak niektórzy ludzie otrzymują również nieokreśloną świadomość, która jako dziwna nić jest wpleciona w proces uczenia się; ślad kontaktów z tą wbudowaną lub intuicyjną wiedzą.
Samo w sobie nie jest to nic wyjątkowego; u każdej osoby oba kanały biegną równolegle, choć z różnymi akcentami. W ten sposób solidne zakotwiczenie w materialnym świecie tworzy pokój i gotowość w naszych umysłach do odkrywania i eksplorowania sygnałów pochodzących z tego innego kanału, tego wewnętrznego życia i poznania, oprócz bagażu niezbędnego do ziemskiej podróży. Ta wewnętrzna wiedza jest cudownym mechanizmem, który w najbardziej nieoczekiwanych momentach może otworzyć w nas okno na nieoczekiwane perspektywy. Nie tylko przez przypadek – ponieważ stała się ona wewnętrznym kompasem, który stara się wyrazić siebie. Na tej ścieżce zalecenie „Człowiecze, poznaj samego siebie” jest zawsze w najwyższym stopniu przebudzeniem, ożywieniem tego wewnętrznego punktu kontaktu. Poza tym zaleca się również oddawać cesarzowi to, co cesarskie.
Program ukierunkowany jest na niebo, ale klasa jest tu na ziemi. Jest to dwoistość, która wywołuje pewne komplikacje, ponieważ ten podwójny przepływ z jednej strony oferuje naszemu myśleniu i działaniu harmonijny rozwój, ale z drugiej zawsze stawia nas przed wyborem. Czy dana sugestia, inspiracja pasuje do zwykłego ziemskiego scenariusza, czy raczej stara się przekroczyć jego granice, może nawet ukradkiem pozwala zajrzeć na drugą stronę? Początkowo od razu uświadamiamy sobie, kto wybiera, kto kieruje naszymi dotychczasowymi działaniami. Czasami z groźnym rykiem, innym razem z pokusami, ziemskie moce zgrabnie kierują tym wszystkim. Nie mogą zrobić nic innego, ponieważ ich zadaniem jest sprawić, by ludzie posmakowali wszystkich warstw i aspektów ziemi. A jest ich sporo, bo mamy do czynienia z przejściem od niemal rajskiego doświadczenia do istoty ludzkiej, w której żadne niebiańskie światło ani ziemskie przyjemności nie znajdują punktu stycznego; do człowieka, który już w nic nie wierzy, niczego się nie spodziewa, niczego nie oczekuje; ma tylko jedną myśl: chcę się z tego wszystkiego wydostać.
To też nic nowego. Już „od początku” ludzie szukali ucieczki od ziemskiej atmosfery, mimo że często nawet nie wiedzą, dokąd iść. Marzenia, alkohol, narkotyki, gry, sesje perkusyjne, wirtualne światy – we wszystkich możliwych gradacjach, od niewinnego upojenia, aż po fatalny koniec. Aby jak najdalej od tej ziemi, jeśli trzeba – w zapomnienie – bez dyplomu.
Czy ta planeta, którą nazywamy naszą „szkołą” naprawdę nadaje się do zamieszkania? Tańczymy na cienkiej jak wafel skorupie rozżarzonej kuli gazowej, która wiruje z szaloną prędkością wokół kolejnej kuli gazowej, która z kolei zostaje uwięziona w jeszcze większym wirze, z prędkościami i odległościami, których człowiek nie jest w stanie sobie wyobrazić. Co więcej, bezbronnie wpadamy w nieprzyjazny człowiekowi świat. Za gorąco, za zimno, ekstrema dnia i nocy oraz pór roku, stale nękani chorobami i klęskami żywiołowymi. A do tego trujące rośliny, drapieżne zwierzęta i inni ludzi! I nie zapominajmy o alergiach i kremie przeciwsłonecznym! Dodajmy to wszystko razem, a nasz wyposażenie powinno być zbliżone do skafandra kosmicznego. Ale wszystko to jest kolorowo zapakowane w rajską scenerię, w której między kolejnymi katastrofami możemy na chwilę złapać oddech.
Czy może nie jesteśmy tak naprawdę mieszkańcami tej planety, ale raczej „astronautami”, zrzuconymi gdzieś przez kosmicznych Tytanów, w drodze do gwiazd? W naszej drodze – wyraźnie jest ona obecna w naszych genach. Podróże, pielgrzymki, safari – zawsze jesteśmy w drodze do innych miejsc, do czegoś innego, do odległych miejsc, oddalonych od tu i teraz. Odwieczny Wędrowiec, w drodze do nieznanego celu, który stale się odsuwa, uniemożliwiając nam „zakotwiczenie”. W ten sposób pozostajemy pielgrzymami, obcymi we własnym domu. Wewnętrzna wiedza przypomina nam raz po raz, że rzeczywiście nie należymy do tego miejsca, ale kapsuła, którą nazywamy „ja”, ma jednak w sobie wszystko, by ukończyć tę „szkołę” i uzyskać dyplom.
Droga do prawdziwego człowieczeństwa jest ukryta w fałdach i węzłach tego niemożliwego świata. Ta tak zwana baza danych jest wiecznym źródłem, które słyszy wszystkie pytania i daje wszystkie odpowiedzi, słowo, którego potrzebujemy w danym momencie, niezależnie od tego, czy pochodzi ono ze sfer ziemskich czy niebiańskich; towarzysz, który dzieli z nami najwyższe radości i schodzi z nami w najciemniejszą pustkę. Ponieważ nazwa tego źródła brzmi „Miłość”, a miłość nie rozróżnia. Taka odpowiedź może być czymś bardzo wzniosłym lub czymś bardzo zwyczajnym; ćwiczenie, które mamy jeszcze do zrobienia.
Aż pewnego dnia, kiedy niespokojna paplanina naszej własnej istoty ucichnie, my również usłyszymy dźwięk trąby, Głos, który nosiliśmy w sobie od tak dawna. I podniesiemy głowę, słuchając go z zapartym tchem – i wyruszymy w naszą drogę. Może jeszcze będziemy walczyć, ale okażemy się nie do pokonania.