„Niech pacjent będzie swoim własnym lekarzem” – część 2

Rozmowa Angeli Paap (LOGON) z doktorem nauk medycznych Klausem Bielauem, Graz - Liczne środki przymusu używane przez rządy na całym świecie stanowiły dla człowieka okazję do powrotu do siebie, do znalezienia ciszy i spokoju, do odstąpienia od tego wciągającego, lecz zawsze prowadzącego do wypalenia, życia.

„Niech pacjent będzie swoim własnym lekarzem” – część 2

Idź do części 1

Kryzys i szansa        

A.P.: Mówiliśmy o przebudzeniu, które nie dotyczy jednej, dwóch czy trzech osób, ale całej ludzkości. Chciałabym porozmawiać o kryzysie, z którym mieliśmy na świecie do czynienia, znanym jako „kryzys koronawirusa”. Moim zdaniem była to dla każdego z nas wskazówka w stylu „Przyjrzyj się, dokąd zmierzasz”.

K.B.: Zgadza się. Koronawirus może być odniesieniem do corona solaris, korony słonecznej. W czasie zaćmienia słońca, kiedy księżyc znajduje się bezpośrednio przed nim i rzuca na nie swój cień, można wokół słońca zaobserwować wiatry słoneczne, które nazywane są „koroną słońca”. Spójrzmy na nią jako na metaforę nas samych – to my stajemy się słońcem, nosimy koronę słoneczną. Promieniuje ona również z naszych umysłów. Jeśli dostrajamy się harmonijnie do przepływu sił, wtedy cali stajemy się niewidzialnie promieniującym słońcem, którego promieniowanie poprzez nas rozprzestrzenia się na cały świat.

Liczne środki przymusu używane obecnie przez rządy na całym świecie stanowią dla człowieka okazję do powrotu do siebie, do znalezienia ciszy i spokoju, do odstąpienia od tego wciągającego, lecz zawsze prowadzącego do wypalenia, życia.

Borderline burnout (wypalenie graniczne) dręczy obecnie sporą część ludzkości, zmęczoną przejawami współczesnej cywilizacji: nadprodukcją oraz przemocą wobec królestw zwierząt i roślin. I nagle pojawia się coś, co mówi „stop!”. Być może ten mały wirus, który zatrzymał ludzkość, był tylko sztuczką, rodzajem żartu wszechświata. Idea zakażenia przez mikroby jest fałszywą doktryną, pseudoreligijnym przesądem naukowym nowoczesnych czasów, który rozwinął się w ciągu ostatnich około 120 lat. Gdybyśmy chorowali z powodu bakterii lub wirusów, to nie byłoby życia na naszej planecie. Istnieją wirusy, istnieją bakterie, i mają one związek z chorobami, ale ze spójnego, holistycznego punktu widzenia wszystkie choroby, a zwłaszcza o ostrym przebiegu, są procesami wydalania, oczyszczania, „katarem”, jak stan ten trafnie diagnozowali starożytni. Są to procesy oczyszczania, w których bakterie, mikroby, mikro-życie, są pomocnikami, a nie zagrożeniem.

Możemy sobie teraz zadać pytanie o to, komu taki kryzys służy? Na pewno naturze. Kiedy wszystko stanęło w miejscu, samoloty przestały latać, statki cumowały w porcie,  samochody jeździły znikomo, to w przyrodzie już po kilku dniach można było zaobserwować ogromną regenerację. Niebo stało się czystsze niż kiedykolwiek wcześniej, w kanałach Wenecji pojawiły się ryby, a w portach Adriatyku delfiny. Pozwoliło nam to uświadomić sobie, jaką przemoc wobec całej planety rodzi nasz sposób życia. Jak planeta cierpi i jak chora jest ludzkość. Ci, którzy byli tego świadomi, byli w stanie cieszyć się czasem lockdownów, ponieważ na świecie można było poczuć nagle spokój i ciszę.

Myślę, że wtedy nadszedł czas na nowy początek, który przepowiadali wszyscy wielcy ostatnich dziesięcioleci i minionego stulecia, a mianowicie czas wielkiej zmiany i  wielkiej szansy, zarówno dla jednostkowej, jak i zbiorowej regeneracji.

Siła tkwi w prostocie

A.P.: Na początku lockdownu stanęliśmy w obliczu warunków, w których musiało nam wystarczać mniej. Sporo osób z radością je zaakceptowało, gdyż wiele zewnętrznych spraw wyeliminowało się z ich życia. Teraz jednak potrzeba takiej zmiany musi wyjść od nas samych. Powinniśmy rozwijać to, co zostało nam podarowane, kiedy sprawy świata zewnętrznego traciły na ważności. Mianowicie to, że aspekt duchowy staje się wiodący, a człowiek zewnętrzny, jako atrybut duszy, dopasowuje się do niego.

K.B.: Możemy teraz doświadczyć początku procesu zdrowienia, który  prawdopodobnie będzie kontynuował swój przebieg falowo. Przez trzy miesiące zamknięcia to, czego nam brakowało, kumulowało się i po zakończeniu lockdownów ludzie znów są zabiegani. Z czasem nastąpi kolejna faza, w której ludzkość się uspokoi i zacznie powracać do naturalnego biegu rzeczy. W świecie zewnętrznym naturalnym biegiem rzeczy jest zdrowie. Dusza musi pojąć, że nie ma przypadków. Musimy zrozumieć, że wszystko, co się w obecnych czasach dzieje, jest fazą zdrowienia ludzkości.

A.P.: Kolejny cytat Paracelsusa: „Najwyższym powodem medycyny jest miłość”. Jak go rozumieć?

K.B.: Miłość jest prawem natury, uniwersalnym prawem życia i wszelkie procesy uzdrawiania zaczynają się od miłości. Miłość jako „radość, piękna iskra bogów” może się narodzić w naszych sercach. I nie pragnie ona być niczym więcej niż płomykiem, który topi wosk świecy. Wosk to nasza dusza, która, można powiedzieć, topnieje i staje się paliwem dla światła. Światło zaś, które jest miłością, jest lekarstwem.

Obserwując drzewa, przyrodę, śpiewające ptaki, dostrzegamy w nich wyraz nieprzerwanie pulsującego życia, możliwego tylko dzięki jednej sile, którą jest powszechny Oddech. Jest to uniwersalna, wszechogarniająca miłość. Z tej perspektywy należy rozumieć wszystkie procesy uzdrawiania, a także słowa Paracelsusa mówiącego, że najwyższym powodem medycyny jest miłość.

Umierać, by żyć

A.P.: Bóg stawia nas wciąż na nowo przed procesem transformacji. Jednym z wyrazów tego procesu może być inskrypcja na nagrobku Paracelsusa: „Vitam cum morte mutavit” (Przemienił życie śmiercią). Jak byś to skomentował?

K.B.: Kiedy uniwersalne Życie zaczyna w nas rozkwitać, to możemy już odłożyć „atrybut”. Ciało jest wtedy usuwane jak ciężki zimowy płaszcz, który zdejmuje się, wchodząc do ciepłego, przytulnego pomieszczenia. W przypadku Paracelsusa można powiedzieć, że odłożył on swój stary, ciężki płaszcz. Podchodził do ostatnich dni swego życia niezwykle świadomie. Wiedział, że odchodzi i wiedział, że jego misja została spełniona, gdyż kilka dni wcześniej spisał swój testament w salzburskiej gospodzie „Zum weißen Roß” (Pod Białym Koniem) w obecności siedmiu świadków. Następnie przyjął swój los, którym, jak się uważa, była gwałtowna śmierć. Wiedział jednak, że tak musi się stać dla dalszego wypełnienia się uniwersalnej Woli.

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 27 maja, 2024
Autor: Angela Paap (Germany)
Zdjęcie: SanduStefan via Pixabay

Ilustracja: