„Dzisiaj kocham siebie”. Duchowe pytania do naukowca

Gunter Friedrich (LOGON) przeprowadził wywiad z dr. Bodo Karstenem Unkelbachem, głównym lekarzem kliniki uzależnień oraz kliniki psychiatrii ogólnej i psychoterapii w Marienheide (Niemcy).

„Dzisiaj kocham siebie”. Duchowe pytania do naukowca

G. F.: Doktorze Unkelbach, bardzo się cieszę, że mogę przeprowadzić z Panem wywiad dla naszego magazynu. Przeczytałem obie Pana książki: Heute liebe ich mich selbst (Dzisiaj kocham siebie) i Freundschaft (Przyjaźń). Bardzo mi się podobały i chciałbym zadać Panu kilka pytań z nimi związanych. W końcu porusza Pan w nich również tematy, które pojawiają się w Pana codziennej pracy.

W książce Heute liebe ich mich selbst pierwsze zdanie na wewnętrznej stronie okładki brzmi: „Miłość własna jest fundamentem, na którym poruszamy się we wszystkich dziedzinach życia”. Jak bardzo wiarygodne jest to stwierdzenie, gdy ktoś staje w obliczu egzystencjalnych kryzysów życiowych, na przykład gdy umiera ukochany partner lub gdy umiera dziecko, albo gdy znaczące plany życiowe zostają zniszczone?

Miłość własna w tym kontekście oznacza: Bez względu na to, co będzie dalej, stoję przy sobie

Dr U.: Moim zdaniem pytanie o to, czy potrafimy kochać siebie, ma bardzo duże znaczenie. Dla mnie miłość do siebie oznacza również dbałość o siebie, czyli to, że dbam o siebie, że chcę robić dla siebie dobrze. Na przykładzie utraty partnera stwierdzam, że jestem w kryzysie egzystencjalnym. Będą sytuacje, w których już nie wiem, gdzie jest góra, a gdzie dół. Miłość własna w tym kontekście oznacza: Niezależnie od tego, co będzie dalej, stoję przy sobie, trwam przy sobie i staram się z tym, co mam lub co mi zostało, gdy tylko trochę się pozbieram i gdy tylko znów obiorę jakiś kierunek w swoim życiu, uczynić to, co najlepsze.

Jestem głęboko przekonany, że szczególnie w trudnych sytuacjach kryzysowych miłość do samego siebie jest wielką pomocą w wychodzeniu z kryzysów.

G. F.: Zrozumiałem Pana książkę w ten sposób, że miłość własna w żadnym wypadku nie jest automatyczna. Czyli to oznacza, że gdy mówi Pan, że miłość własna jest fundamentem naszego życia, to sami musimy ten fundament naszego życia zbudować. Czy to nie dziwne, że natura nam tego nie zapewnia? U zwierząt ten fundament wydaje się być od początku. Dlaczego nie jest tak w przypadku ludzi?

Dr U.: Moja książka została napisana z perspektywy mojej codziennej pracy z osobami chorymi psychicznie. Temat miłości do siebie jest ogromnym problemem, z którym wielu moich pacjentów ma spore kłopoty. Tak naprawdę uważam, że jeśli wszystko idzie dobrze – zwłaszcza wychowanie dzieci w środowisku rodzinnym – to miłość własna jest wtedy zapewniona automatycznie. Dzieje się tak dlatego, że od najmłodszych lat otrzymujesz pozytywną uwagę, otrzymujesz poczucie bezpieczeństwa, doświadczasz wsparcia na każdym etapie swojego rozwoju i uświadamiasz sobie: „Jestem tutaj i dlatego jestem kochany. Mogę coś zrobić i dlatego jestem kochany”.

Wtedy nieświadomie powstaje obraz samego siebie: „Tak, jestem uroczą osobą”. Tworzy się wtedy naturalna podstawa dla miłości własnej. Ale u wielu ludzi życie tak nie wygląda i miłość własna nie może się swobodnie rozwinąć.

G. F.: Czy można postanowić, że będzie się kochało? Czy można postanowić kochać samego siebie? Czy można postanowić kochać kogoś innego?

Tak naprawdę wierzę, że można o tym zdecydować. Pojęcie miłość może oznaczać wiele różnych rzeczy. Ja posługuję się tutaj dwoma zasadami przewodnimi. Jedną z nich jest czynienie dobra sobie samemu i czynienie dobra bliźniemu. To widzę jako miłość. Oczywiście rodzi to pytanie: Co to jest dobro? Co jest dobre dla mnie? Co jest dobre dla drugiego człowieka? Odpowiedzi na te pytania są z pewnością bardzo różne. Ludzie często myślą, że robią dobrze, ale to, co robią, nie zawsze jest takie dobre dla drugiej osoby. Nie jest to więc takie proste, jak się wydaje.

Druga zasada przewodnia dotyczy poziomu emocjonalnego, jest to kwestia czucia się dobrze z samym sobą. W miłości do siebie oznacza to: Czy czuję się dobrze ze sobą? W miłości bliźniego chodzi o pytanie: Czy czuję się dobrze w obecności drugiego człowieka? Oraz: Czy druga osoba czuje się dobrze w mojej obecności?

Kiedy to wszystko się łączy, mówię o miłości. Wierzę, że można pracować nad tym, aby stać się zdolnym do miłości. Oczywiście są to złożone procesy, w których pewną rolę odgrywa również empatia, a także uwaga i dobra wola oraz możliwość przebaczenia i inne rzeczy. To wszystko są rzeczy, na które mogę się zdecydować i na które mogę mieć wpływ.

G. F.: Gdy myślę o tym, jak się zakochałem, to nie było to na zasadzie czynienia dobra, ani też tylko poprzez dobre samopoczucie. To przeszło w inny wymiar. Nie stanąłem przed decyzją, czy kochać tę kobietę, czy nie, ale zawładnęła mną miłość. To jest wielka różnica. To bycie zawładniętym często dzieje się wbrew umysłowi.

Jest różnica między zakochaniem się a kochaniem

Dr U.: Właśnie tak. Jest duża różnica między zakochaniem się a kochaniem. Hormony z pewnością odgrywają dużą rolę w zakochiwaniu się. Doświadczyłem również, że umysł jest wtedy zdominowany. Zakochanie ma również wiele wspólnego z fantazjami. Projektujesz na drugą osobę wiele z tego, co pragniesz z głębi serca. Ale wszyscy ludzie, którzy mają długoletnie relacje ze sobą, wiedzą, że zakochanie w pewnym momencie się zużywa, chociaż jestem przekonany, że od czasu do czasu zdarza się to ponownie w długotrwałych związkach.

Dla trwałości związku decydującym czynnikiem jest wtedy miłość. Trzeba wciąż na nowo świadomie decydować się na tę osobę i na to, że chce się z nią być. Nawet kryzysy związane ze związkiem wymagają tej decyzji: „Chcemy widzieć, że odnajdujemy się ponownie, że dbamy o siebie, że jesteśmy dla siebie i wspieramy się nawzajem”.

W dobrym związku występuje naprzemiennie czas, kiedy trzeba pracować nad miłością, i czas, kiedy ona po prostu przychodzi do ciebie i jesteś szczęśliwy i czujesz się błogosławiony.

G. F.: Ludzie we wszystkich kulturach doświadczali połączenia duszy – zarówno z samym sobą, jak i z innymi. Opierało się to na odkryciu, że istnieje głębsza jaźń, dzięki której staje się to możliwe. Mówi się również o „prawdziwym ja” człowieka. Z tej perspektywy temat miłości własnej nabiera jeszcze innego znaczenia.

Czy istnieje prawdziwe „ja” jako źródło miłości?

Można powiedzieć: tym prawdziwym „ja” jest miłość. Miłość własna nie jest więc niczym innym, jak tym, że to wewnętrzne (prawdziwe) „ja” objawia się jako źródło miłości. Jestem tutaj i moja prawdziwa jaźń budzi się we mnie. Wybucha we mnie – niejako z transcendencji – jako miłość. Sufi, islamscy mistycy, śpiewają o tej sytuacji w swojej mistyce miłości. Jest we mnie to, co nieśmiertelne – ponadosobowa miłość – i jestem przez nią pochwycony, mogę stać się z nią jednym. Nie ma to nic wspólnego z ego, a wręcz przeciwnie, zakłada poddanie się ego. Inna świadomość zajmuje jego miejsce.

Dr. U.: Spróbuję przełożyć to na moje kategorie. W psychologii istnieje pojęcie kongruencji, spójności, gdzie masz poczucie, że wszystko do siebie pasuje. Zawsze dużo mówimy o potrzebach. Ważny jest też temat wartości, a także temat wewnętrznego nastawienia. Jaki mam stosunek do poszczególnych tematów? To, co właśnie opisałeś, byłoby z psychologicznego punktu widzenia stanem, który człowiek chce rozwijać, w którym może powiedzieć: „Teraz wszystko jest dobre takie, jakie jest”.

G. F.: Czy twoim zdaniem istnieje inne źródło bytu niż to, które pochodzi z naturalnej ewolucji? Ludzie zwykli mówić: „Wszystko pochodzi od tego, co duchowe, wszystko pochodzi od Boga”. Od około półtora wieku jednak ludzie w kulturze zachodniej mówią: „Wszystko pochodzi tylko od materii”.

Ale im dłużej żyjemy z tym materialistycznym poglądem, tym bardziej wpadamy w stany kryzysowe, a także w sferę bezsensu. Skąd miałby się wziąć sens, skoro wszystko wyłania się jedynie z gry cząstek materii? Skąd mają się brać wizje wykraczające poza to wszystko, czego obecnie doświadczamy?

Wielkie związki znaczeniowe wymykają się naukowym badaniom

Dr U.: Ja również nie jestem przyjacielem wiary naukowej. Z jednej strony jestem osobą, która wiele swoich decyzji podejmuje na podstawie naukowej. Z drugiej strony uważam, że nawet jeśli wielu widzi to inaczej, nie da się całkowicie wyjaśnić świata na podstawie odkryć naukowych. Jest niesamowita ilość rzeczy, których nie da się zrozumieć czy pojąć naukowo. Zaczynając od ludzkiej psychiki, o której wiemy dużo, ale wciąż jeszcze więcej nie wiemy. Wielkie powiązania znaczeniowe wymykają się naukowym badaniom. Mimo to ludzie wciąż próbują sprowadzić te rzeczy do materii. Myślę, że to stawia nas na śliskim stoku.

G. F.: Jako psychoterapeuta ma Pan do czynienia z psychiką – o duszy dziś prawie się nie mówi. Psychika jest pojęciem nauki, ale dusza nie jest jeszcze akceptowana przez świat. To wykracza poza psychologię. I pytanie: jak daleko sięga dusza? Czy sięga poza śmierć? Czym właściwie jest dusza?

Dr. U.: Nie mogę odpowiedzieć na te pytania. Mogę jedynie mówić o tym, z czym pracujemy. Są to pragnienia, potrzeby, doświadczenia itp. Są to z pewnością części duszy. Jednak to nie odpowiada kompleksowo na pytanie o duszę. A na pytanie, czy dusza trwa po śmierci, mogę tylko powiedzieć: Wydaje mi się, że tak, ale nie wiem tego. I nie uważam, że to źle, że nie wiem. Kiedyś zobaczę.

G.F.: Bardzo dziękuję za ten wywiad, doktorze Unkelbach.

Print Friendly, PDF & Email

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 4 grudnia, 2021
Autor: Gunter Friedrich (Germany)

Ilustracja: