Sześcian
W indyjskim mieście rzeźbiarzy, Mahabalipuram, do dziś żywa jest niezwykła tradycja: wszystkie rzeźby wykuwane są tam w granitowej kostce, podzielonej na osiem pól (stosowana jest proporcja 3:5, zawierająca złoty podział). Według tej tradycji, wszechświat jest sześcianem, w którego centrum płonie ogień, a w ogniu tym tańczy bogini. (W systemie brył platońskich, sześcian jest symbolem Ziemi).
Współcześnie istnieje wiele muzeów sztuki, mieszczących się w budynkach o kształcie sześcianu. Miejmy nadzieję, że w ich wnętrzach również tańczy prawdziwa bogini!
Obraz sześcianu, w którym płonie ogień, w dramatyczny sposób przekształcił się w alarmujący symbol w elektrowni jądrowej Fukushima, gdzie czysta forma sześcianu nie była w stanie zapanować nad uwolnioną na Ziemi energią słoneczną, która stała się niszczycielską energią.
Dwanaście węzłów
W kompleksie świątyń egipskich, w meksykańskich piramidach Słońca i Księżyca, w starożytnych kręgach kamiennych Stonehenge i w wielu różnych budynkach sakralnych Europy i Azji, odnajdujemy harmonię proporcji i kompozycji. Starożytni mistrzowie nie budowali kierując się swoim wyczuciem „z brzucha”. Obwiązywali brzuch sznurem z dwunastoma węzłami, dzięki czemu mogli wszystko dokładnie zmierzyć. Z pomocą tego dwunastoczęściowego „narzędzia” byli w stanie ustalić między innymi proporcje: trójkąta pitagorejskiego (3:4:5), złotego podziału (5:8), czy podwójnego kwiatu życia, z jego równobocznymi, przenikającymi się wzajemnie trójkątami.
W proporcjach tych aktywne są siły odpowiedzialne za życie i formę. Gdziekolwiek te siły się pojawiają, wchodzą one w harmonijny i ożywczy rezonans z organizmem człowieka, czego efektem jest zdrowie i radość. Piękno jest wynikiem dynamicznej równowagi pomiędzy częściami składowymi danego obiektu. Piękna możemy doświadczać jako siły. To, że zawsze było ono i będzie nadużywane, nie zmienia faktu, że jego istotą jest harmonijna równowaga przeciwstawnych sił. W jej efekcie dochodzi do zneutralizowania wszelkich dysonansów i zakłóceń.
Te uniwersalne siły twórcze zostały współcześnie zakwestionowane i poddane krytyce; często odrzuca się je, uważając za zbyt restrykcyjne. Poddawanie w wątpliwość i badanie uniwersalnych zasad jest konieczne, abyśmy mogli jasno i bardziej kompleksowo docenić ich wartość. Prawda jest jednak taka, że żadne boskie prawo nie uciska człowieka, lecz chce go wyprowadzić poza jego własne ograniczenia.
Współcześnie wielu artystów jako przedstawiciele indywidualnej wolności dotarło do rozległych „gett” arbitralności, regulowanych przez podaż i popyt. Istnieją jednak tacy, których takie podejście nie satysfakcjonuje. Jest konieczne i możliwe, by w oparciu o własną indywidualną wolność wewnętrzną, odważyć się i zrobić krok w kierunku świadomości, która otworzy nas na to, co boskie, bez popadania w koleiny starych systemów wierzeń. Chodzi tu o wewnętrzne nastawienie, dostrojenie i czystość intencji, które możemy obserwować na przykład u malarzy ikon.
Ikony
Malarzami ikon są mnisi, którzy żyją i tworzą ukierunkowani na to, co duchowe. Na starannie wybranych, drewnianych tablicach malują portrety świętych, trzymając się ściśle ustalonego kanonu. Zanim zaczną malować, wchodzą w stan medytacji. W ten uroczysty sposób dostrajają się do wejścia w kontakt ze świętością.
Twarz na ikonie nie pełni roli osobistego portretu, lecz służy przedstawieniu rozwoju człowieka. Rozwoju, do którego odbiorca może uzyskać dostęp dzięki sztuce. Nie w sensie gotowych recept, lecz bardziej jako obrazowanie form zawłaszczenia świata, form poznania na drodze człowieka do „absolutnej prawdy”- jak sugeruje reżyser i pisarz, Andriej Tarkowski, który nakręcił film o mnichu i malarzu, Andrieju Rublowie.
W swej książce Czas utrwalony (1986) Tarkowski pisze:
„Nie ulega dla mnie wątpliwości, że celem każdego rodzaju sztuki, która nie chce być po prostu ‘skonsumowana’ jak towar, jest wyjaśnianie sobie i światu sensu życia i ludzkiej egzystencji. Ukazanie ludziom, jaki jest powód i cel ich pobytu na tej planecie. Albo może nie tyle wyjaśnianie im tego, co postawienie ich przed tymi pytaniami”.
Perspektywa centralna
Malarstwo ikonowe, podobnie jak sztuka islamu (cudownie opisana w książce Orhana Pamuka Nazywam się Czerwień) ma swoje korzenie w rozwoju renesansu.
Rosyjski naukowiec, ksiądz i filozof, Paweł Florenski, który zginął zesłany na Syberię za rządów Stalina, pisze, że człowiek utracił dostęp do boskiego świata, gdy sam siebie wyniósł na piedestał i ogłosił głównym władcą swojego życia.
Umieszczenie człowieka w centrum, które według Florenskiego, przeniosło się również na malarstwo i znalazło wyraz w perspektywie centralnej, niesie ze sobą niebezpieczeństwo popadnięcia przez egoistyczne „ja” w samouwielbienie.
Problem ten musiał być również znany artystom renesansu, jako że początkowo używali oni perspektywy centralnej ukierunkowani na to, co duchowe. Pitagorejskie dziedzictwo, zawierające w sobie tajemnice proporcji i harmonii, wywarło wpływ na kompozycję, np. „Szkoły Ateńskiej” Rafaela, i stworzyło artystom szansę nie tyle na odwrócenie się od boskości, ile na swobodny rozwój własnej indywidualności wraz z własnym sposobem postrzegania tego, co boskie.
Boskość, duchowość, czy jakkolwiek to nazwiemy, nie była na początku kwestionowana. W słynnej „Ostatniej Wieczerzy” Leonarda da Vinci, która jest przykładem niewyobrażalnej złożoności proporcji, artystycznej konstrukcji i treści, Chrystus znajduje się prawie dokładnie w samym środku centralnej perspektywy. Ale tylko „prawie”, czyli to przedstawienie wskazuje na zasadę, która znajduje się za widzialnym Chrystusem i przez Niego działa – Boskie Misterium.
Renesans był pulsującym, twórczym polem sił, w którym mógł się rozwijać wysoki duch ludzki. Wszechstronni geniusze – budowniczowie, malarze, rzeźbiarze, poeci i naukowcy w jednej osobie, jak Leonardo da Vinci, Michał Anioł, czy Rafael przygotowali przeskok od świadomości zbiorowej do indywidualnej świadomości „ja” i byli w dużej mierze jej przedstawicielami. Jak to jednak opisuje Florenski, wynalezienie przez Brunelleschiego perspektywy centralnej, w dalszym rozwoju stało się wizualnym symbolem intronizacji ego, czyli pewnego rodzaju ubóstwieniem człowieka.
(cdn.)