Jeden ton w pieśni niebios

Jeden ton w pieśni niebios

Z zadziwieniem stwierdzam, że cały wszechświat jest dywanem barwnie utkanym z niezliczonych wibracji; a każde stworzenie ma w nim swoje miejsce i poprzez swoje reakcje oddziałuje na cały ten dywan.

PODCAST

Chciałoby się stać tonem
i zjednoczyć w pieśni niebios.
Friedrich Hölderlin

Wydaje mi się, że w tym pełnym tęsknoty wołaniu zawarta jest cała droga i cel naszego ludzkiego istnienia.

Kiedy wsłuchuję się głęboko w siebie, słyszę swój ton. Jestem dźwiękiem w niezmierzonej orkiestrze tej ziemi – dźwiękiem tylko moim, niepowtarzalnym w swym wyrazie. Barwnym bukietem wibracji, które wchodzą w rezonans lub dysonans z innymi ludźmi, z naturą, z okolicznościami, w których się znajduję.

Wewnętrzna przestrzeń świata

Wtedy powstają akordy – czasem cudownie harmonijne, czasem boleśnie dysharmonijne. Rozpoznaję, że jestem związany ze wszystkimi i wszystkim, jak mówi Rainer Maria Rilke w jednym ze swych wierszy:

Przez wszystkie istoty przenika jedna przestrzeń:
wewnętrzna przestrzeń świata. Ptaki cicho
przelatują przez nas. O, kto pragnie wzrastać,
patrzę na zewnątrz, a we mnie rośnie drzewo.

Innymi słowy: wszystko, co wydaje się być tylko na zewnątrz, znajduje się jednocześnie w jednej wspólnej przestrzeni wewnętrznej, którą kształtują twórcze siły duchowe. Tak, to właśnie tam przede wszystkim, tam jest w swym pierwotnym stanie, w swej pierwotnej mocy.

Ale pełnia świata duchowego chce się ukazać, chce się objawić. Ja również jestem jednym z jego przejawów. We mnie również odsłania się całe spektrum sił. Z nich powstały organy zmysłów. Dzięki nim widzę osobliwości rzeczy i sił z zewnątrz. To, co wewnętrzne, istotne, pierwotne, doświadcza siebie z zewnątrz, a nawet pozwala temu, co zewnętrzne, w nas – ludziach – stać się pozornie niezależnym.

Doświadczam słońca. Jest na zewnątrz mnie. Moje oczy pozwalają jego obrazowi powstać w moim mózgu. Czuję, jak jego energia oddziałuje na mnie przez skórę, jak jego światło rozjaśnia moją psychikę, jak przenika mój cielesny organizm. Naukowcy mówią, że wytwarza tam witaminę D i wiele innych rzeczy. Ale jednocześnie czuję wewnętrzne wezwanie, by – tak jak u Rilkego – patrzeć na słońce, księżyc i gwiazdy podwójnie świadomie. Wtedy są one od samego początku we mnie – jako obszary wibracji, jako duchowo-duszne istoty. Ja z nich się składam, tak jak one ze mnie i z wielu innych rzeczy.

Ogarnia mnie przytłaczające uczucie. Wszystko, co napływa do mnie poprzez oczy, uszy, węch, smak i dotyk, jest częścią mnie od zawsze. A teraz, poprzez moje zewnętrzne zmysły, samo się odsłania. Przeze mnie, poprzez człowieka, jakości wplecione w wewnętrzną przestrzeń świata doświadczają siebie. Wszystko, co w sferach wewnętrznych jest jednym, w człowieku staje naprzeciw siebie.

Z zadziwieniem uświadamiam sobie, że cały wszechświat jest dywanem barwnie utkanym z niezliczonych wibracji; a każde stworzenie ma w nim swoje miejsce i poprzez swoje reakcje oddziałuje na cały ten dywan.

Samowykreowane więzienie

I tu zaczyna się moje zadanie. Zadanie przebudzenia się do tego, co jest. Co robię z tym wszystkim, co do mnie napłynęło?

W większości przypadków natychmiast sortuję wszystko do moich licznych szufladek, stworzonych przez uwarunkowania i przekonania.

Na szufladkach widnieją napisy: „Dobre dla mnie”, „Złe dla mnie”, „Warte poznania”, „Śmieci”, „Przyjemne”, „Nieprzyjemne”, „Bolesne”, „Ważne”, a na jednej napisane jest: „Natychmiast zapomnieć!”.

To, gdzie coś umieszczę, określa prawo rezonansu. Podobne wibracje trafiają do podobnych szufladek, dysonanse są odrzucane lub odkładane do odpowiedniej szufladki. W ten sposób tworzę wokół siebie elektromagnetyczne pole wibracji, które zmusza mnie do określonego sposobu postrzegania i działania.

Tylko to, co pasuje do tego pola, budzi moje zainteresowanie. Tylko to, na czym skupiam moją uwagę, dostrzegam. Reszta zostaje wymazana. Tak buduję i utrzymuję moje własne więzienie. Nawet najpiękniejszy dźwięk, jaki mogę wydać, niczego nie zmienia. On jedynie upiększa więzienny mur.

Na YouTube jest wideo, które mnie głęboko poruszyło, bo tak jasno ukazuje naszą ślepotę. Widz otrzymuje zadanie policzenia podań piłki między zawodnikami drużyny koszykarskiej. Na końcu filmu pada pytanie: czy widziałeś niedźwiedzia, który przeszedł przez boisko? Większość widzów go nie zauważyła. Dopiero gdy przy ponownym odtworzeniu skupimy uwagę na niedźwiedziu, widzimy, jak spokojnie przechodzi przez parkiet. [1]

To dowodzi, że postrzegamy tylko to, na czym skupiona jest nasza uwaga.

Także Lao Tse mówi w 12. rozdziale Tao Te King o tym więzieniu:

Pięć barw oślepia oko.
Pięć dźwięków ogłusza ucho.
Pięć smaków psuje smak.
Szalony galop i pogoń wiodą ludzkie serce na manowce.
Trudne do pozyskania dobra popychają człowieka do zgubnych czynów.
Dlatego mędrzec czyni użytek ze swej wewnętrznej istoty,
a nie ze swych oczu.

Odrzuca on wszystko, co przychodzi z zewnątrz,
i pragnie tego, co wewnątrz – w królestwie serca.
W ten sposób rozrywa łańcuch przyczyn i skutków.

Tęsknota za Wszechświatem

Ogarnia mnie wielka tęsknota. Wiem, że istnieją znacznie potężniejsze wibracje – piękne, świetliste, wzniosłe ponad wszystko, co materialne. Promienie duchowego, wiecznego ładu. Mogę je odczuć, gdy zanurzam się głęboko w siebie. Pochodzą z tego królestwa serca, o którym mówi Lao Tse.

Niemiecka poetka Gertrud von le Fort opisuje to tak:

Mam tak potężne sny.
Dobrze znam ich pragnienie:
nocą przez szerokie przestrzenie
każde źródło szuka morza.

Jestem kroplą szukającą tego morza. Kiedy kropla wypływa ze źródła ku światłu dnia, ma już za sobą długą drogę przez piasek, ziemię i skałę. Ale gdy raz odda się potokowi, nie ma już odwrotu. Zawsze była częścią morza i jej rezonans niepowstrzymanie prowadzi ją przez rzekę i strumień ku morzu, ku zjednoczeniu ze swoim początkiem.

Podróż wody przez mroki ziemi przypomina moje doświadczenia w świecie materialnym. Oczyszczają mnie, usuwają cały brud i wszystko, co mnie powstrzymuje przed wzniesieniem się i oddaniem się źródłu, które pociąga mnie ku światłu i przekazuje boskiemu nurtowi, jednoczącemu mnie z moim początkiem.

W Corpus Hermeticum, w Księdze Drugiej, Pymander mówi do Hermesa o tym procesie:

78. Jeśli sam nie staniesz się podobny Bogu, nie zdołasz Go zrozumieć, albowiem tylko podobne rozumie podobne.
79. Wzrośnij więc do bezmiernej wielkości, wydobądź się ze wszystkich ciał, wznieś się ponad wszelki czas, stań się wiecznością. Zrozumiesz wtedy Boga.
80. Niech przeniknie cię myśl, że nic nie jest dla ciebie niemożliwe, uważaj siebie za nieśmiertelnego i zdolnego wszystko rozumieć, wszelką sztukę, wszelką wiedzę, rodzaj wszystkiego, co żyje.
81. Stań się wyższy nad wszelkie wysokości i głębszy niż wszelkie głębiny.
82. Zbierz w sobie percepcję wszystkiego, co stworzone: ognia i wody, suchego i wilgotnego i pomyśl, że jesteś w środku i równocześnie wszędzie: na ziemi, w morzu, w powietrzu; że jesteś jeszcze całkowicie niestworzony, że znajdujesz się w łonie matki, że jesteś młodzieńcem, starcem, że umarłeś, że jesteś po tamtej stronie śmierci. Jeśli możesz ogarnąć to wszystko naraz w twej świadomości: czasy, miejsca, wydarzenia, właściwości i rozmiar, to możesz zrozumieć Boga.
83. Jeśli jednak trzymasz twą duszę uwięzioną w ciele, jeśli stale przytłaczasz ją i mówisz ciągle: Nic nie rozumiem, niczego nie mogę, lękam się morza, nie jestem zdolny wznieść się do nieba; nie wiem, czym byłem, ani czym będę” – to cóż możesz wtedy mieć wspólnego z Bogiem? [2]

To niezwykłe i potężne przesłanie, które Pymander kieruje tu do Hermesa. A równocześnie – bardzo zniechęcające. „Wydobądź się ze wszystkich ciał, wznieś się ponad wszelki czas, stań się wiecznością!” I: „Jeśli możesz ogarnąć to wszystko naraz w twej świadomości: czasy, miejsca, wydarzenia, właściwości i rozmiar, to możesz zrozumieć Boga.”

Instrument dla Istoty Boskiej

Kto może coś takiego powiedzieć o sobie? Jaki nieskończony, trudny proces przed nami! A jednak – to jest nasze powołanie i wszyscy posiadamy w najgłębszej istocie możliwości i właściwości, które mogą urzeczywistnić tę drogę.

Oznacza to, że musimy nastroić się jak instrument na Boską Istotę. Nasze wibracje muszą poddać się dźwiękowi Ducha, który płynie z najgłębszego serca, i dać się przemienić.

Możemy to jednak uczynić sami tylko w ograniczonym stopniu. Naszym zadaniem jest być dobrym instrumentem. Ale to nie my na nim gramy.

Lutnik Martin Schleske mówi o tym tak:

Jesteśmy grani przez Boga i podarowani światu. To jak muzyka, która ofiarowuje się instrumentowi, choć przecież to instrument ją wydobywa.
Muzyk nie staje się skrzypcami, a jednak całkowicie się z nimi jednoczy. W grze powstaje jeden wspólny dźwięk, którego nie da się rozdzielić. Nikt nie powie: „Ta połowa dźwięku należy do instrumentu, tamta do muzyka”. […]
Instrument całkowicie oddaje się w ręce muzyka, a muzyk jest całkowicie w dźwięku instrumentu. [3]

Wszystko, co ziemskie, żyje z promieniowania materialnego słońca. Wszystko wieczno-duchowe żyje z promieniowania wiecznego Ducha. Ten Duch wpływa do naszej duchowej istoty i nas przemienia. Tworzy z nas instrument, przez który może wlać swoją muzykę w ten świat, czyniąc ją słyszalną dla wszystkich.

Dopiero gdy ta przemiana się dokona, stajemy się tonem, który włącza się w pieśń niebios. Wtedy rozpoznajemy też, że każdy dźwięk – nawet dysonans – jest potrzebny w wielkiej kompozycji, którą siły niebiańskie tworzą w każdej chwili na nowo. Cóż może być większego, niż rozpłynąć się w takiej boskiej symfonii!

Jest taka piękna opowieść o założycielu Międzynarodowego Zakonu Sufi, Hazracie Inayat Khanie, który był także znanym muzykiem:

Pewnego dnia Hazrat Inayat Khan na zawsze odłożył swój instrument, swoją winę. O tym poruszającym wyrzeczeniu sam tak mówił:

Porzuciłem moją muzykę, ponieważ otrzymałem z niej wszystko, co miałem otrzymać. Kto chce służyć Bogu, musi poświęcić to, co jest mu najdroższe. I tak poświęciłem moją muzykę.
Komponowałem pieśni, śpiewałem i grałem na winie, i w praktyce tej muzyki osiągnąłem stopień, na którym dotknąłem muzyki sfer.
Wtedy każda dusza stała się dla mnie nutą, a całe życie – muzyką. […] A gdy teraz coś czynię, to zamiast instrumentów stroję dusze, zamiast nut harmonizuję ludzi. Jeśli jest coś w mojej filozofii, to jest to prawo harmonii, według którego trzeba wprowadzać się w harmonię z sobą samym i z innymi. […]
Grałem na winie, aż moje własne serce stało się tym instrumentem. Wtedy ofiarowałem ten instrument Boskiemu Muzykowi, jedynemu, który istnieje. Od tego czasu stałem się Jego fletnią. A kiedy On chce, gra swoją muzykę. [4]

W tej historii odbija się moja najgłębsza tęsknota: stać się muzyką, którą Boski Muzyk gra przeze mnie, by podarować ją światu – światu, który nigdy wcześniej nie potrzebował jej tak bardzo jak teraz.

_____________________________

[1] TFL Viral – Awareness Test (Moonwalking Bear) (youtube.com)
[2] W: Jan van Rijckenborgh, Pragnoza Egipska I, Księga Druga: Pymander do Hermesa.
[3] Martin Schleske, Der Klang (Dźwięk), Kösel Verlag, 2013, s. 32.
[4] Hazrat Inayat Khan, Musik und kosmische Harmonie (Muzyka i kosmiczna harmonia), Verlag Heilbronn, 2004, s. 11.

 

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 16 września, 2025
Autor: Maria Amrhein (Germany)
Zdjęcie: woman-Jill Wellington auf Pixabay CCO

Ilustracja: