Ewangelia Tomasza, Platon i doświadczenia bliskie śmierci

Ewangelia Tomasza, Platon i doświadczenia bliskie śmierci

Po doświadczeniu bliskim śmierci wielu ludzi mówi sobie, że stali się obcy samym sobie w swoim życiu. A to z kolei można porównać do platońskiej alegorii jaskini.

Kiedy ktoś poprzez doświadczenie bliskie śmierci uświadamia sobie, że żył jakby w jaskini, a jego prawdziwa ojczyzna znajduje się całkiem gdzie indziej – poza jaskinią – wówczas musi na nowo zaprzyjaźnić się z tą jaskinią. W inny sposób niż wcześniej będzie mógł powiedzieć „tak” wobec świata.

Gunter Friedrich (LOGON) rozmawia z prof. dr. Enno Edzardem Popkesem (Uniwersytet w Kilonii).

 

G.F.:
Panie Profesorze, cieszę się, że mogę przeprowadzić z Panem wywiad. Jest Pan profesorem historii i archeologii wczesnego chrześcijaństwa i jego środowiska, bada Pan także temat śmierci i umierania. Szereg Pana publikacji dotyczy platonizmu, Ewangelii Tomasza i doświadczeń bliskich śmierci. Co sprawiło, że zaczął Pan badać tę triadę?

E.E.P.:
Zacznę od biografii. Pierwszym tematem, który poruszył mnie bardzo mocno w młodości, były doświadczenia bliskie śmierci. Miałem około 13–14 lat, kiedy w chrześcijańskiej księgarni przypadkiem natrafiłem na książkę Raymonda Moody’ego. Od razu mnie zachwyciła i pytałem znajomych, co o tym sądzą. Mówili: „To tylko halucynacje, to nie może być prawda. Poza tym nie zgadza się z Biblią”. To mnie tak poruszyło, że już wcześnie postanowiłem studiować filozofię i teologię, mając nadzieję, że tam dowiem się czegoś więcej na ten temat. Ale nic takiego się nie wydarzyło. Zająłem się więc dziedzinami będącymi blisko tego zagadnienia. We wczesnym chrześcijaństwie istnieje wiele zjawisk porównywalnych z doświadczeniami bliskimi śmierci. Można powiedzieć, że zbliżałem się do tego tematu pośrednio. Dziś mogę stwierdzić, że tematy: doświadczenia bliskie śmierci, platonizm i wczesne chrześcijaństwo wspaniale się uzupełniają i otwierają możliwość dyskusji nad tym, co wydarzyło się w historii wczesnego chrześcijaństwa.

G.F.:
Jakie ma to znaczenie dla naszych czasów?

E.E.P.:
Przed nami wielki jubileusz – dwutysięczna rocznica działalności Jezusa. Bardzo wiele interpretacji Jego osoby i przesłania, które wówczas krążyły, zostało potępionych i wypartych – między innymi Ewangelia Tomasza. Jako historyk uważam za swoje zadanie wpisanie tych świadectw i odkryć, których dokonano, w historię wczesnego chrześcijaństwa. Moim zdaniem dla teologii i Kościoła może być tylko cenne usłyszenie także tych głosów, które wtedy zostały wyparte. Żyjemy przecież w epoce oświecenia – to znaczy, że sami powinniśmy decydować, co jest przekonujące i sensowne. Możemy zapytać: czy nie zostało wtedy utracone coś wartościowego, co dziś powinniśmy podjąć? I odpowiadam jednoznacznie: tak. Cenne głosy zostały utracone.

G.F.:
Co dla Pana jest najciekawsze w Ewangelii Tomasza?

E.E.P.:
Najciekawszy jest kontrast pomiędzy tym, co analizowałem w doktoracie i habilitacji. Praca doktorska dotyczyła pism Janowych, zwłaszcza Ewangelii Jana, a habilitacja – Ewangelii Tomasza.

Oba dzieła łączy idea, że Jezus mówi: „Ja jestem światłością”. To słowo Jezusa pojawia się w dwóch wersjach – u Jana i u Tomasza. Główna różnica polega na konsekwencjach. Ewangelia Jana mówi: Jezus jest wcieleniem Boga – ale tylko On. Ewangelia Tomasza mówi: Jezus jest wcieleniem Boga – ale wszyscy powinni do tego dojść. To podstawowa różnica w interpretacji osoby i przesłania Jezusa. Moi koledzy i ja jesteśmy przekonani, że Ewangelia Tomasza i Ewangelia Jana nie są ze sobą powiązane przypadkowo, ale powstały w pewnym związku. Dyskurs między nimi został jednak przerwany. Dziś możemy go na nowo podjąć i ożywić.

G.F.:
Ewangelia Tomasza formułuje przecież głęboką prawdę: „Królestwo niebieskie jest w was”. To przecież wypowiedź o znaczeniu uniwersalnym.

E.E.P.:
Zdecydowanie. Ewangelia Tomasza to tekst chrześcijański, ale sam termin „Chrystus” w ogóle w nim nie występuje. Tekst ma uniwersalne przesłanie. Jezus mówi tam w Logionie 77: „Ja jestem światłością, która jest ponad wszystkim. Ja jestem Tym, co istnieje. Wszystko wyszło ode Mnie i wszystko do Mnie powróci. Podnieście kamień, a znajdziecie Mnie tam, rozłupcie drewno, a jestem w nim”. To znaczy: On jest wszechobecny, a tym samym obecny w każdym człowieku. Jest to więc roszczenie uniwersalne.

G.F.:
Czyli nieważne, czy to, co leży u podstaw duchowej natury człowieka, ktoś nazywa Jezusem, czy inaczej. Przesłanie jest tak samo ważne dla buddysty, hinduisty, jak i dla chrześcijanina.

E.E.P.:
Dokładnie tak. Ja sam jako chrześcijanin i naukowiec żyję w tradycji chrześcijańskiej. Konkretna postać Jezusa jest dla mnie ludzkim punktem odniesienia, do którego nawiązuję w badaniach. Nie traktuję Boga jako metafizycznej, bezosobowej zasady, lecz jako konkretną postać. Fascynujące jest, że Ewangelia Tomasza – podobnie jak na przykład światopogląd Platona – ma bardzo rozwiniętą koncepcję wędrówki i wzrastania duszy. Jezus jest tu przykładem doskonałej możliwości stania się wcieleniem Boga.

G.F.:
Można by powiedzieć: wspaniale, wystarczy studiować tę księgę, by dojść do głębokiego samopoznania. Ale ta księga zaczyna się od dość radykalnego stwierdzenia. Na samym początku, jako wprowadzenie, czytamy: „To są tajemne słowa, które wypowiedział żyjący Jezus”. A dalej w Logionie 1: „Kto odkryje znaczenie tych słów, nie zazna śmierci”. Nie ma w Biblii ani jednej księgi, która mówi coś takiego. Jak należy to rozumieć?

E.E.P.:
Jako historyk mam najpierw obowiązek opisać, jakie pojęcie za tym stoi, a dopiero potem pytać o konsekwencje. Istnienie nauki jawnej i ukrytej jest podnoszone w różnych tekstach. Ewangelia Tomasza mówi: to są tajemne słowa Jezusa – i można zrozumieć, dlaczego były tajemne. Były dosłownie śmiertelnie niebezpieczne. Jeśli Jezus z Ewangelii Tomasza mówi o sobie, że jest boskim światłem, to w żydowskiej religijności wystarczało, by oskarżyć go o bluźnierstwo i skazać na śmierć. Zresztą Ewangelia Jana również wyraźnie to podkreśla: zaraz po tym, jak Jezus Janowy powiedział, że jest jedno z Bogiem, jego żydowscy współbracia chcieli go ukamienować (J 10,30–31). Ale jeszcze bardziej kontrowersyjne jest to, że Jezus mówi: nie tylko ja jestem światłością – to światło jest w was wszystkich. Boskość jest w każdym stworzeniu.

Zdanie: „Kto odkryje znaczenie tych słów, nie zazna śmierci” jest łatwe do zrozumienia. Człowiek może odkryć, że w chwili śmierci w ogóle nie umiera, lecz opuszcza materialne ciało. Mówiąc po platońsku: nieśmiertelna część duszy opuszcza ciało. I to właśnie widzimy w doświadczeniach bliskich śmierci.

G.F.:
Czy jednak wskazanie na „tajemne słowa” i podkreślenie, że kto je zrozumie, stanie się nieśmiertelny, można rozumieć jeszcze inaczej? Może chodzi o słowa pochodzące z najgłębszego wnętrza, których w całej głębi i znaczeniu nie da się wypowiedzieć – słowa, które prowadzą do tajemnicy samego wnętrza człowieka i stamtąd wypływają. Jeśli więc czytamy: „…nie zazna śmierci”, może to oznaczać, że człowiek, zbliżając się do tego, co jest najgłębsze w jego wnętrzu, zostaje przemieniony. Te słowa są wypowiedziane ze sfery Nieśmiertelnego i mają skierować świadomość ku temu, by dała się tym ogarnąć.

E.E.P.:
Tak, z pewnością. Dodałbym tu jeszcze jedno pojęcie z tradycji platońskiej – pamięć. Według Platona dusza jest w istocie wszechwiedząca, tylko zapomniała swojej wiedzy w tym życiu. Im bardziej zbliża się do swojej boskiej ojczyzny, tym szybciej może sobie przypomnieć. I to chyba wydarzyło się również u Jezusa. Można się zastanawiać, jak to się stało, że około trzydziestego roku życia Jezus zaczął działać jako uzdrowiciel i nauczyciel. Sądzę, że musiał doświadczyć czegoś, co dało mu to poczucie pewności, dzięki któremu mógł powiedzieć: „Ja jestem światłością”. Uważam, że tym doświadczeniem była pustynia. Po nim rozpoczął swoją działalność. Potrafił przypomnieć sobie stan doskonałości swojej duszy i na tej podstawie głosił swoje przesłanie. Jezus nigdy niczego nie zapisał – pisano tylko o nim. Częściowo podobnie, częściowo odmiennie, a częściowo wręcz przeciwstawnie. O tych przeciwstawnych interpretacjach osoby i przesłania Jezusa możemy dyskutować do dziś – i to właśnie z wielką radością czynię zawodowo. Cenne głosy zostały wtedy utracone, a my dziś musimy je na nowo rozważyć.

G.F.:
Czy można powiedzieć, że u Jezusa dopełniło się to, co u Platona dopiero rozbłyskiwało? Platon mówił przecież o wewnętrznym człowieku, o aspekcie duszy, który jest doskonały.

E.E.P.:
Zgadzam się w pełni.

G.F.:
Czy Ewangelia Tomasza jest może księgą inicjacyjną? Jezus formułuje na początku kroki prowadzące ku Nieśmiertelnemu i chce czytelnika/słuchacza poprowadzić tą drogą. Mówi: „Najpierw musisz szukać, potem możesz znaleźć. Gdy znajdziesz, będziesz zdumiony”, albo w innej wersji: „wstrząśnięty”. „A gdy będziesz zdumiony czy wstrząśnięty, wtedy będziesz panował i znajdziesz spoczynek”. W innej tradycji tekstowej: „wtedy będziesz panował nad Wszystkim”. To przecież głębokie etapy duszy, która wędruje drogą pamięci.

E.E.P.:
Dokładnie. Jeśli podejmiemy dziś tę dyskusję na nowo, mamy szansę zbliżyć się na nowo do mistycznej tradycji wczesnego chrześcijaństwa i sprawdzić, jak może to umożliwić nowe sposoby interpretacji przesłania Jezusa. Mogą z tego wyniknąć nowe formy chrześcijańskiej duchowości.

G.F.:
I jest jeszcze coś drugiego: chodzi nie tylko o rozumienie, ale i o widzenie. Już w Logionie 5 Jezus mówi o otwarciu oczu na Nieśmiertelne: „Poznaj to, co jest przed twoim obliczem, a to, co ukryte, zostanie ci objawione”. To mogłoby znaczyć, że najgłębsze wnętrze daje siłę, a nawet pamięć, by mogło być oglądane.

E.E.P.:
Logion 5 mówi: „Poznaj to, co jest przed tobą”. Co konkretnie widzimy przed sobą? Środowisko materialne. Do niego odnosi się nasze postrzeganie. Jeśli jednak przenikniemy to, co zewnętrzne – jeśli „przejrzymy” materię – docieramy do wymiaru duchowego, który w tym dziele ma fundamentalne znaczenie.

G.F.:
Później czytamy: „Królestwo Ojca rozpostarte jest nad całym światem, a ludzie go nie widzą”. Platon mówi: „Najpierw przyjrzyj się rzeczom zewnętrznym i badaj ich cechy. Potem możesz zrobić krok ku postrzeganiu duchowemu”.

E.E.P.:
Dla wyjaśnienia: u Platona trzeba odróżniać między obrazami a archetypami. W alegorii jaskini tłumaczy on, że jesteśmy jak ci, którzy widzą na tylnej ścianie jaskini tylko cienie rzeczywistości i biorą je za rzeczywistość. Ale to tylko projekcje rzeczy znajdujących się na zewnątrz jaskini. Tam są one wielowymiarowe i „barwne”, a my postrzegamy je tylko jako cienie – jakby dwuwymiarowe. Tak jest według Platona z całym światem, w którym żyjemy.

G.F.:
Można jednak zobaczyć siebie i świat jako cień tylko wtedy, gdy już ma się duchowe oczy.

E.E.P.:
To byłoby kolejne rozróżnienie. W tradycji platońskiej mówi się o duszach młodych, średnich i dojrzałych. W zależności od stopnia rozwoju dusza jest zdolna to zrozumieć i pojąć.

G.F.:
Czy dzięki doświadczeniu bliskiemu śmierci można zobaczyć rzeczy takimi, jakie są naprawdę?

E.E.P.:
Nie, to tylko początek. Kto przeżywa doświadczenie bliskie śmierci, jest zaskoczony tym, co postrzega. Ludzie często mają potem problem, by zrozumieć swoje doświadczenie i odpowiednio włączyć je w swoje życie. Przy światopoglądzie platońskim doświadczenia bliskie śmierci stają się bardziej zrozumiałe i łatwiejsze do umiejscowienia. Dla mojej pracy duszpasterskiej jest to ważny element – oferuję sposoby myślenia.

G.F.:
Ludzie rozumieją wtedy, że dusza żyje dalej. Ale tu pojawia się wielka różnica. Ewangelia Tomasza mówi, co naprawdę musi się wydarzyć, aby powstała niebiańska postać duszy – forma, z którą może wejść do Królestwa Niebieskiego. A ta postać nie powstaje tylko przez odrzucenie ciała materialnego. W Logionie 22 Jezus mówi: ciało niebiańskie (w swojej niewidzialnej, najsubtelniejszej strukturze) charakteryzuje się tym, że dwoistość, w której teraz żyjemy, staje się jednością: wnętrze i zewnętrze, góra i dół, męskie i żeńskie. Duchowo-duszne ciało ma nowe oczy, nowe ręce, nowe stopy, i w tym niebiańskim ciele stajemy się nowym obrazem. Teraz jesteśmy tylko odbiciem archetypu, a wtedy będziemy obrazem i podobieństwem.

E.E.P.:
To jest centralny motyw w Ewangelii Tomasza. Słowo Jezusa nr 108 mówi o stawaniu się równym Jezusowi. Jest to chrześcijańska adaptacja platońskiego obrazu świata. Według niego każda dusza ma za cel jak najbardziej upodobnić się do Boga. W tradycji platońsko-chrześcijańskiej przekształciło się to w upodobnienie do Jezusa. Każdy człowiek może stać się współistotny Jezusowi – tak głosi Ewangelia Tomasza.

G.F.:
Ale to musi się dopiero wydarzyć.

E.E.P.:
To długi proces. W tej tradycji ważny jest Mistrz Eckhart. On na pewno nie mógł znać Ewangelii Tomasza, ponieważ w jego czasach była już od dawna zaginiona. Dobry przyjaciel z kręgu tradycji filozoficznej, który niestety zmarł zbyt wcześnie, a kierował katedrą w Heidelbergu (Jens Halfwassen), powiedział, gdy wygłosiłem referat na temat Ewangelii Tomasza: To jest bez wątpienia Ewangelia Mistrza Eckharta.

G.F.:
Iskra duszy, o której mówił Mistrz Eckhart, to jest to, co w duszy nieśmiertelne. Jest to także wewnętrzny Bóg Ibn Arabiego, mistrza sufickiego. Nazywany jest on największym z mistrzów sufich. I to jest fascynujące, że te głębokie wglądy poruszają się na tym samym poziomie, przenikając wszystkie religie.

Ale jak powstaje ciało niebiańskie? Jezus mówi w Ewangelii Tomasza zdania, które wskazują na wędrówkę dusz. Nie trzeba i nie można tego osiągnąć w jednym wcieleniu. Dzięki kolejnym inkarnacjom dokonuje się wzrost duszy.
To zostało ponownie wprowadzone do tradycji zachodniej przez Lessinga.

E.E.P.:
Lessing był jednym z pierwszych, którzy próbowali ponownie zakorzenić w Europie ideę wędrówki dusz. Nie ulega najmniejszej wątpliwości, że w dawnej Europie istniała wysoko rozwinięta refleksja nad nauką o wędrówce dusz, przede wszystkim w różnych szkołach platońskich. I tu pojawiają się analogie z doświadczeniami z pogranicza śmierci. Znam wielu ludzi, którzy w następstwie takiego doświadczenia mówią: nie tylko rozpoznałem, że moja dusza żyje dalej po śmierci ciała, lecz także że istniała już przed moim obecnym życiem. Nagle sami zaczynają posługiwać się obrazami platońskimi, aby odzwierciedlić własną sytuację. Myśl o wędrówce dusz jako o wzroście duszy jest tam bardzo mocno obecna.

G.F.:
Kiedy sięgnie się do Tybetańskiej Księgi Umarłych, można przeczytać, że w chwili śmierci człowiek wchodzi w bezpośredni kontakt z Praświatłem. Jeśli jest wystarczająco dojrzały, aby to Praświatło przyjąć, wówczas opuszcza krąg inkarnacji. Ale zazwyczaj dusze nie podążają w tym kierunku. Światło jest zbyt jasne i odwracają się od niego. Hölderlin pisze o tym również w swoim eposie Chleb i wino. Potrzebny jest więc wzrost duszy i związane z nim oczyszczenie. Ale jak to się ma do zbawczego dzieła Chrystusa?

E.E.P.:
Moim zadaniem jako historyka religii jest przede wszystkim pokazanie, że istniały bardzo różne sposoby rozumienia tego, czym miało być dzieło zbawcze – a więc także całkiem odmienne interpretacje śmierci Jezusa. Istnieje wysoko rozwinięta interpretacja jego śmierci jako śmierci ofiarnej za grzechy świata i ludzi. Ewangelia Tomasza tej koncepcji nie zna, lecz mówi zamiast tego, że zbawienie dokonuje się poprzez poznanie, iż jest się częścią boskiego Praźródła. Chodzi o to, by rozwinąć owo boskie Praźródło – w upodobnieniu się do Jezusa (EwTom 108).

G.F.:
Dla tych, którzy wierzą wyłącznie w historyczne wydarzenie, staje się to dość dużym wyzwaniem, gdy pojawia się kwestia inkarnacji. Ponieważ wiara, uważana za istotę rzeczy, nie oznacza jeszcze automatycznie wzrostu duszy.

Nie gwarantuje także, że człowiek jest gotowy i zdolny wejść w Praświatło.

W Ewangelii Tomasza Jezus mówi: Kto jest blisko mnie, jest blisko ognia. Dusza musi się oczyścić, aby móc żyć w ogniu Królestwa Niebios.

Jeśli jednak – obok ujęcia historycznego – drogę Jezusa w Ewangelii Jana pojmie się jako proces wewnętrzny, wówczas uzdrowienia i wypowiedzi „Ja jestem” staną się wyrazem wewnętrznej przemiany. Powstaje i rozwija się niebiańskie, niewidzialne ciało. A wiara w to staje się procesem wewnętrznego przebudzenia. Wtedy treści Ewangelii Jana i Ewangelii Tomasza zaczynają się do siebie zbliżać.

E.E.P.:
Bardzo ważne jest dla mnie podkreślenie: nie albo Jan, albo Tomasz, lecz obaj powinni zostać ze sobą zestawieni i wprowadzeni w dialog. Ma to ogromne znaczenie dla teologii i dla Kościoła. Na uniwersytecie w Kilonii jestem możliwie neutralnym historykiem religii, ale w mojej kościelnej pracy wolontariusza bardzo konkretnie zależy mi na tym, aby elementy teologiczne zakorzenić duchowo.

Współpracuję z ruchem hospicyjnym. Wielu pracowników hospicjum, ale także osoby towarzyszące umierającym bliskim, zauważają, że ludzie w ostatnich chwilach życia mają tak zwane wizje na łożu śmierci. Są to doświadczenia, które zmieniają umierającego człowieka. Opisują oni, że pojawiają się zmarli już wcześniej krewni, którzy przychodzą, aby ich odebrać. Towarzyszący człowiek, na przykład członek rodziny, tego nie widzi, ale może rozpoznać, że umierający coś takiego postrzega.

G.F.:
I tutaj wymagana jest od duszy zdolność rozróżnienia, czy to już jest Królestwo Niebios, w którym znajdują się krewni umierającego, czy też jeszcze sfery przygotowawcze, w których dokonuje się oczyszczenie i które prowadzą do kolejnej inkarnacji, ponieważ w duszy pozostało jeszcze wiele ziemskich resztek.

E.E.P.:
Jedną z różnic pomiędzy doświadczeniami z pogranicza śmierci a biblijnymi oczekiwaniami jest to, że człowiek nie trafia na sąd ostateczny, lecz życie, które prowadził, ukazuje mu się jak film z ich życia. Nie dochodzi do potępienia, lecz do samooceny duszy. To może stać się czymś bardzo praktycznym w codziennym życiu. Prawie zawsze głównym kryterium jest to, czy moje czyny były nacechowane miłością, dobrocią, sprawiedliwością i podobnymi cnotami. Nie chodzi więc o to, ile zarobiłem pieniędzy czy jak bardzo stałem się sławny, lecz o to, czy prowadziłem życie pełne cnót. Jeśli ukierunkuję moje życie tak, by przyczyniało się do wzrostu miłości, jestem na dobrej drodze.

Wtedy potrafię docenić i wykorzystać każdy pojedynczy dzień.

Jeśli w mojej pracy naukowej i w działalności wolontariusza w Kościele mogę zachęcać ludzi, aby świadomie zmierzyli się z fenomenem śmierci i doświadczeniami bliskimi śmierci, to jest to dla mnie forma praktykowania miłości bliźniego. Można dać ludziom pocieszenie i nadzieję wobec przemijania i śmierci. I można świadomie przygotować się na tę ostatnią wielką podróż życia, czyli na śmierć.

G.F.:
Czy istnieje coś takiego jak poczucie obcości w świecie?

E.E.P.:
Po doświadczeniu z pogranicza śmierci wielu ludzi mówi, że stali się sobie samym obcy w swoim dotychczasowym życiu. I to z kolei da się porównać z alegorią jaskini. Kiedy człowiek dzięki doświadczeniu bliskości śmierci rozpozna, że znajduje się jakby w jaskini, a jego prawdziwa ojczyzna jest gdzie indziej – poza jaskinią – musi na nowo zaprzyjaźnić się z tą jaskinią. Na inny sposób niż wcześniej można wtedy powiedzieć światu „tak”. Jest się obcym, ale chodzi o to, by całkowicie przyjąć życie tu i teraz.

G.F.:
Serdecznie Panu dziękuję za ten wywiad.

 

Udostępnij ten artykuł

Informacje o wpisie

Data: 26 sierpnia, 2025
Autor: Gunter Friedrich (Germany)
Zdjęcie: cave-Bild-von-Pexels-auf-Pixabay CCO

Ilustracja: