Dotknięci wibracją Miłości, przebudzamy się ze snu oddzielenia i odkrywamy, że wszyscy jesteśmy Jednością – iskrami tego samego Boskiego Światła.
PODCAST
Dotknięci wibracją Miłości, czując przedsmak Nieba, pozwalamy unieść się pięknej energii Jedności.
Patrzymy na ludzi zupełnie inaczej – wzrokiem wolnym od oddzielenia. Tego oddzielenia, które dialektycznie rozdziela to, co moje i twoje, nasze i wasze, męskie i żeńskie. Patrzymy boskim spojrzeniem, widząc sercem, że wszystko jest emanacją jedynej Jaźni. Wszystko jest Jednością przejawiającą się w niezliczonych formach.
Piękne jest to, gdy dostrzegamy ludzi jako wiązki iskier wystrzeliwujących z jednego płomienia. Są jego częścią, a jednocześnie mienią się na niezliczone sposoby, jakby prowadziły własne, oddzielne życie. To spektakl pełen blasku i piękny był zamysł Stwórcy, by Jedność objawiła się w różnorodności form.
Trwałoby to bez końca, gdyby nie to, że „iskierki” zapatrzyły się w swoją formę, zachłysnęły nią i zapomniały, że należą do wspaniałej całości – że są tylko aktorami w cudownym widowisku światła. Wraz z tym przyszło zagubienie i wiara w odrębność, w samosprawczość. W ten sposób pierwotny Człowiek, którego cechą było przyjmowanie i wypromieniowywanie w całości Boskiego Światła, stał się egocentrycznym, dialektycznym człowiekiem skupionym na sobie, postrzegającym innych jako zagrożenie dla swego odrębnego „ja”. Dlatego też jak „zaszczute zwierzę” broni się przed wyimaginowanym zagrożeniem iluzorycznego „ja”. Utwierdza to „ja” póki nie dojdzie do granicy cierpienia. Wówczas pojawia się sposobność ku temu, by zacząć poszukiwać ratunku, by również Braterstwo Uwolnionych Dusz mogło działać i pomóc mu w świadomym powrocie do Jedności.
Tymczasem my, uniesieni wibracją Miłości, patrzymy na falujące tłumy ludzi, przewijające się bez końca. Każdy z nich, każdy z nas, pogrążony jest w amoku własnych spraw, przesuwając się przed naszymi oczami jakby we śnie, w letargu. I tak przez całe pokolenia, wieki, tysiąclecia kręcimy się w kółko, uwięzieni w tym śmiertelnym śnie. Zmieniają się czasy i formy, lecz sen trwa nieprzerwanie. To sen oddzielenia.
W takich chwilach chciałoby się wykrzyknąć z serca przepełnionego Miłością: „Droga siostro, drogi bracie, zatrzymaj się! Wyrwij się z tego snu! Przecież jesteśmy Jednością, przejawem tej samej Jaźni! Nie ma między nami oddzielenia!”.
Pozostając pod wpływem wzniosłej wibracji Miłości, mijamy drugiego człowieka, patrzymy mu w oczy i dostrzegamy gmatwaninę jego myśli, widzimy ból, który nosi w sobie, rozumiemy tę sytuację – wszak sami doświadczaliśmy podobnych uczuć na co dzień. Mamy ochotę przytulić go do serca i powiedzieć: „Już dobrze, przestań się martwić, wszystko jest w porządku. To jedynie iluzja myśli stworzyła ten ból. Rzeczywistość jest inna – przepełniona Miłością i Jednością. Jedyna Rzeczywistość to Bóg – wspaniały Ojciec-Matka, Miłość, Jedność, Wszystko”.
Trwamy tak, uniesieni wibracją Miłości, a poczucie odrębności, poczucie „ja”, gdzieś znika – nawet przez moment nie przychodzi nam wówczas do głowy, by myśleć w oddzielony sposób.
Skutki tego wspaniałego dotknięcia nie trwają jednak wiecznie, i powoli znów zapadamy w sen. Nie jesteśmy jeszcze na tyle pustymi, na tyle czystymi, na tyle cichymi wewnątrz, by móc utrzymać ten stan na dłużej. Jednak nadejdzie dzień, gdy nasz wewnętrzny spokój pozwoli Światłu zamieszkać w nas na zawsze. Przyjdzie moment, gdy Łaska spłynie na nas, a działanie poprzez niedziałanie uszlachetni nas tak, byśmy jako „nie-ja” mogli stać się na powrót godnymi Synami Boga.
Oby ten dzień nastąpił wkrótce! Oby nastąpił teraz!